Z dedykacją dla MariAnne <3 Uprzedzam, że shocik dotyczy anime Black Bullet. Nie o BTS, ale niedawno mnie naszło na napisanie czegoś takiego, więc... Czemu nie?
1. Gastrea to ogromny pająk, owad lub inne zwierzę czy też postać, które może zarazić wirusem Gastrei, powodującym przemianę w takowego osobnika.
2. Varanium to ciemny metal, który wytwarza pole elektromagnetyczne.
3. Monolit to wykonany ze stumetrowych bloków varanium słup. Dzięki swej wielkości wytwarza ogromne pole elektromagnetyczne, chroniące ludzkość przed przedostaniem się Gastrei do danego rejonu.
Mam nadzieję, że się spodoba <3
LeeNa
Na starcie wytłumaczę trzy rzeczy:
Oprócz tego chciałabym serdecznie polecić wam anime, które stało się inspiracją dla tego one shota. I zapowiadam, że zamierzam napisać takowych więcej :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Stoję
nad brzegiem jeziora, trzymając w dłoniach starą, wyświechtaną
opaskę. Zszarzała ze starości, jednak bardzo wiele dla mnie
znaczy. Przypomina mi o tym, że kiedyś miałam matkę. Że mogłam
być normalnym dzieckiem, chodzącym do szkoły, mającym przyjaciół,
posiadającym wspaniałą rodzinę.
Lecz
to tylko marzenie, ulotne jak wiele innych.
Czuję
nagły powiew wiatru, który odgarnia moje włosy z twarzy. Niegdyś
piękne, długie i białe, teraz skołtunione i brudne, klejące się
od potu. Tak samo, jak rzeczywistość – kiedyś przepiękna niczym
sen, dziś to tylko nic nieznaczący moment, który każdy stara się
uchwycić i odbudować. Jest na tyle zepsuta, że już nic nie da się
z nią zrobić. Mimo to ludzie nadal próbują. Mają nadzieję na
coś, co nigdy nie nadejdzie. Na to, że kiedyś wygramy z wirusem
Gastrei.
Po co
żyć w ułudzie, skoro świat zmierza ku końcowi? Lepiej się
obudzić i dostrzec, jak niewiele czasu pozostało.
Docierają
do mnie następne zimne prądy powietrza, raniąc moją twarz
bezlitosnym chłodem, który tak dobrze poznałam w ciągu swojego
całego życia.
Spoglądam w stronę Monolitu. Tak mi się wydaje.
Nie mogę tego ujrzeć, lecz czuję, że coś jest z nim nie tak.
Klękam
na chropowatej ziemi i przejeżdżam dłonią po wzburzonej
powierzchni tej błękitnej otchłani, którą zwą wodą. Czuję jej
nierówne uderzanie o nadbrzeżne skały.
Prostuję
się i wracam do pozycji stojącej. Przez szczątki pozostałe z
moich źrenic mogę zobaczyć wyblakłe promienie Słońca, które
tego dnia postanowiło wyjrzeć zza chmur. Uśmiecham się.
Podłoże,
na którym stoję, zaczyna się delikatnie trząść. Kamienie
podskakują wraz z kolejnymi falami rozbijającymi się o brzeg.
Przymykam
powieki. Słyszę głuchy trzask dochodzący z oddali. Nie otwierając
oczu, wyciągam ręce przed siebie. Stawiam dwa kroki w przód.
Czuję, że grunt jest niepewny. Moje nogi prowadzą mnie dalej.
Następny krok. I kolejny.
W
pewnym momencie plask towarzyszący chaotycznemu ruchowi cząsteczek
wody zostaje zagłuszony przez upadek czegoś ciężkiego.
Otwieram
oczy i wyobrażam sobie, jak ogromne, stumetrowe bloki suną ku
ziemi, zsuwają się ze wzgórza i trafiają wprost do jeziora. Czy
to się dzieje naprawdę.
Sądzę,
że tak.
Przez
moje ciało przebiegają dreszcze, spowodowane niską temperaturą
zbiornika. Powoli zanurzam się coraz głębiej. Powierzchnia wody
sięga moich łokci. Pomimo uciążliwego zimna nie odpuszczam i
uparcie stoję w miejscu.
Kolejne
masy budujące Monolit spadają na soczyście zieloną trawę.
Właściwie... Czy ona naprawdę jest soczyście zielona?
Sądzę,
że tak.
Opuszczam
ręce, które zdrętwiały przez bierne utrzymywanie ich w powietrzu.
Wtulam je w zimne, chude ciało, więżące moją duszę.
Czy
gdyby wirus Gastrei zaczął mnie atakować od środka, zdołałabym
się uratować? Czy poddałabym się bez walki i czekała, aż zaraza
mnie wyniszczy?
Nagle
fale przestają we mnie uderzać, a woda gwałtownie wraca do swojego
pierwotnego stanu. Znów spokojnie przepływa przez miasto.
Odwracam
się i wynurzam z cieczy. Łapię w rękę zniszczony materiał
różowej bluzy i ostrożnie ściskam, chcąc go osuszyć. Do moich
nozdrzy dociera zapach kurzu, gruzu i varanium. Pod wpływem jego
intensywności kicham. Ocieram nos opaską, którą chwilę później
rzucam na skalisty brzeg.
Przyglądam
się światu, jednocześnie go nie widząc.
Z
kieszeni bluzy wyciągam chustkę, którą niedawno mi podarowałeś.
Jest przemoczona, jednak nie robi mi to zbytniej różnicy. Ostatni
raz uchylam powieki, by spojrzeć na to, co stworzyło Okradzione
Pokolenie. Mogłabym należeć do poświęcających się dla nich
Przeklętych Dzieci, lecz nie mam ochoty pomagać komuś, kto tylko
tępi swoich wybawicieli. Przykładam materiał do oczu i zawiązuję
go z tyłu głowy.
Widziałeś,
jak zawalił się Monolit, niszcząc życie pod sobą, prawda.
Ja
nie.
Bo
nigdy nie chciałam widzieć.
Co to było.
OdpowiedzUsuńJestem pod OGROMNYM WRAŻENIEM *Q*
Jezu, to było super. Tyle uczucia w takim tekście, no omo~
Nie potrafię tego ubrać w słowa x$
Po prostu szacun!
Pzdrawiam <3
Dziękuję <3
UsuńStarałam się to jak najlepiej opisać, żeby wszystko było zrozumiałe... Po twoim komentarzu wnioskuję, że mi się udało ^^
Również pozdrawiam <3