niedziela, 25 grudnia 2016

Dream

Leżę na niewielkim, błękitnym kocu, rozłożonym na wzgórzu pokrytym soczyście zieloną trawą. Spoglądam w gwiazdy, rozsypane po granatowym niebie. Układają się w różne konstelacje, jednak migotliwych punktów jest tyle, że nie sposób się ich doszukać.
Pamiętam, jak pewnej równie gwiaździstej nocy pisałem do ciebie wiadomość. Tuż przed debiutem, kiedy wytwórnia wysłała nas na przymusowe treningi w tajemniczym ośrodku w górach. Miło jest wspominać czas, kiedy byłem względnie szczęśliwy, mając przy sobie ciebie, zespół i Hachi.
Od dzieciństwa nie obchodziło mnie zdanie innych. Na początku było mi żal, że rodzice ot tak zostawili mnie w domu dziecka, pozwalając, by przypadek pchał mnie przez życie. Gdy tylko nadarzyła się okazja, dyrektor ośrodka umiejscowił mnie w rodzinie zastępczej, chcąc zapewnić sobie spokój i załatwić kolejnemu nieszczęśliwcowi szansę na dobre życie. Przyzwyczaiłem się do nowych rodziców, choć wiedziałem, że nigdy nie pokochają mnie tak, jak własnego syna. Posiadali dwójkę dzieci, a ja nie miałem pojęcia, po co im kolejne, jednak o to nie pytałem. Wydaje mi się, że nie miałem nawet prawa, skoro mnie przygarnęli.
Zacząłem się buntować w wieku czternastu lat. Wpadłem w nieciekawe towarzystwo, paliłem na umór. Nie raz wracałem do domu zalany w trupa. Po jakimś czasie "rodziców" przestało to interesować i odstawili mnie na bok, skupiając się na sobie nawzajem. Zresztą, co miał ich obchodzić czyjś bękart, który nie potrafił nawet im się dobrze odpłacić za godny byt.
Uciekłem z domu, gdy miałem niespełna szesnaście lat. Przemierzając ulice Tokio w poszukiwaniu jakiegokolwiek znaku, że jeszcze jest dla mnie nadzieja, natrafiłem na śmieszne ogłoszenie w postaci rysunku. Od początku wydawało mi się urocze, a kiedy poznałem osobę, która je wykonała, byłem oczarowany. Nie chodziło o miłość, bardziej zauroczenie. Przynajmniej tak myślałem.
O tym, że to tak naprawdę uczucie posiadania oparcia w życiu, wiecznie uśmiechniętej i pozytywnej osoby, która wnosiła wiele dobra, przekonałem się niewiele później. Chciałbym cofnąć się do tamtych dni i ponownie to poczuć. Po raz kolejny zasmakować wrażeń związanych ze złudnym posiadaniem matki.
Komatsu była dla mnie prawie jak rodzic. Nie mogę jej porównywać w ten sposób do rodziny, w jakiej się poprzednio znajdowałem - była, i nadal jest, zbyt ciepła i życzliwa w stosunku do mnie. W bardzo krótkim czasie stała się imitacją bezpiecznej przystani w żywej postaci.
Naprawdę ją kochałem. Była wspaniałą kobietą. Nie poddawała się, mimo ciągłych porażek. Podziwiałem ją. Robię to do tej pory.
Zraniła Nobu. Lecz kto z nas nie został w jakiś sposób pokrzywdzony?
W tamtym momencie nic nie było do końca jasne. Yasu nadal cię kochał, choć od waszego zerwania minęło wiele lat. Czuł coś więcej niż przyjaźń również do Nany, lecz pozwolił Renowi zwinąć ją sobie sprzed nosa. Obecnie jest w związku z Miu.
Nana była z Renem, planowali ślub. Byli sobie naprawdę oddani. Wypadek, w którym zginął, zrujnował całe życie nam wszystkim. Nigdy nie zapomnieliśmy o mężczyźnie, który dla większości był motywacją do dalszego działania, do spełniania marzeń. Do walki.
Nobu chciał zachować Hachi przy sobie, razem z nią wychowując dziecko, które mogło nie być jego. Jednak jej decyzja przekreśliła szansę na ich wspólne życie. Sądzę, że do wyboru Takumiego popchnęła ją nie tylko miłość. Stała za tym chęć bycia akceptowaną, a to przecież on pierwszy dowiedział się o ciąży i ją wsparł. Wielu uważa, iż było to najbardziej samolubne wyjście z sytuacji. Ja wiem, że zadało jej więcej bólu, niż można sobie wyobrazić.
Na końcu my. Ty i ja. Kto by się spodziewał, że "czerwona nić", w którą tak bardzo wierzyłaś, może zostać tak łatwo rozerwana. Myśleliśmy, że to przeznaczenie nas połączyło, łącząc nasze dusze w całość, niczym dwie połówki jabłka. Jeśli naszym przeznaczeniem miała być miłość, co skłoniło los do zmiany decyzji?
Każde z nas ucierpiało w taki, czy inny sposób. Bez wyjątku. Może i teraz nie jesteśmy do końca szczęśliwi. Może i żałujemy pewnych czynów. Ale nie uda się nam nic zmienić. Cokolwiek próbowalibyśmy zrobić, wszystko skończy się w ten sam sposób, pozbawiając nas oddechu i przyprawiając o nieprzyjemne dreszcze, spowodowane chłodem rzeczywistości. Wiele razy szukałem odpowiedzi na pytanie, co spowodowało takie zakończenie. Doszedłem do wniosku, że nie chcę wiedzieć. Bo byłbym gotów ponownie walczyć o coś, co jest z góry przegrane. Byłbym gotów łudzić się, że mnie kochasz, że o mnie nie zapomniałaś, a z tej dziwnej relacji nadal może coś wyjść.
Byłaś jednym z moich największych marzeń, Reira. Cieszę się, że miałem cię choć przez tą krótką, ulotną chwilę dziesięć lat temu.

Unfulfilled Promiss

I need your love, I'm a broken rose (...)
Oh baby, help me from frozen pain
With your smile, your eyes, and sing
Me, just for me

Kolejne słowa opuszczają moje usta, wprawiając powietrze wokół w wibracje. Czuję, jak każda z nich przeszywa mnie na wskroś, jak niegdyś twoje spojrzenie, za którym tak tęsknię.
Dla mnie nigdy nie umarłeś. Cały czas byłeś obok mnie, to mnie łamiąc, to naprawiając. Jestem tylko różą, którą można uchronić lub zniszczyć, pokochać lub zapomnieć. Twoje uczucia w stosunku do mnie były na tyle ambiwalentne, że potrafiłeś ranić, jednocześnie będąc oparciem.
Żałuję, że tamtego dnia nie mogliśmy spędzić razem. Gdybyśmy umarli razem, byłaby to piękna śmierć.
Również dostrzegasz ten paradoks? Na początku naszej znajomości, jeszcze zanim wyjechałeś do Tokio, kupiłam ci kłódkę. Podobną do tej, którą nosił Sid Vicious z Sex Pistols. Założyłam ci ją na szyję, zapięłam i schowałam kluczyk. Zapytałam cię wtedy, czy jeśli umrę, będziesz mi towarzyszył. Okazało się jednak, że to ja powinnam towarzyszyć tobie.
Kolejna niespełniona obietnica.
Kiedy wspominam takie chwile, uświadamiam sobie, że wszystkie osoby, które coś dla mnie znaczyły, które kochałam, traktowałam jak psy. Najchętniej pozakładałabym im obroże i nigdy nie wypuściła z własnego ogródka.
Życie pokazało mi, że to ja byłam psem, zwierzęciem popychanym przez los i przypadek, które nigdy nie miało znaleźć swojego miejsca.
Wiesz, Ren... Przykro mi. Gdybyśmy nie byli tacy sami, może zdołałabym odciągnąć cię od pewnych decyzji, które doprowadziły nas na skraj przepaści między bytem i niebytem.

Epilog

Idę świeżo wydeptaną ścieżką. Gdy byłam mała, ta część cmentarza przerażała mnie za każdym razem, kiedy odwiedzaliśmy groby naszych krewnych z rodzicami. Od tamtego czasu zdążyłam się z nią oswoić na tyle, by nie wywoływała we mnie strachu.
Podnoszę rękę, w której trzymam bukiet składający się z różnych gatunków kwiatów. Łączy je jedno – wszystkie są niebieskie. Ten kolor zawsze do ciebie pasował. Powtarzałam ci to niejednokrotnie, jednak ty upierałeś się wtedy, że i tak żaden kolor nie jest leszy niż brązowy.
Pewnego dnia zaskoczyłeś mnie tym, iż zmieniłeś barwę włosów – oczywiście na brązową. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak duże ma to dla ciebie znaczenie. Nie domyślałam się, dlaczego jest to dla ciebie tak ważne. Dopiero później zorientowałam się, że przecież takie włosy miał on.
Przykładam bukiet do nosa i wdycham wymieszaną woń roślin. Wspaniale pachnie i jest piękny. Lecz nie piękniejszy od ciebie.
Kładę owiniętą błękitnym papierem wiązankę na czarnej płycie nagrobnej z twoim imieniem i nazwiskiem. Przykładam dłoń do twoje zdjęcia w geście powitania.
- Dawno się nie widzieliśmy, prawda? - mówię, siadając na ławce znajdującej się naprzeciwko. - Minęło naprawdę dużo czasu. Muszę przyznać, że wiele się zmieniło, odkąd cię nie ma. NamJoon na stałe wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Zdecydował się na zmianę zawodu. Jest teraz tłumaczem przysięgłym. SeokJin prowadzi program kulinarny. HoSeok uczy tańca w Akademii w Busan. Wiesz, że nazwano ją twoim imieniem? Ciekawi cię pewnie, co u Jungkooka... Niedawno wydał własny album. YoonGi też trzyma się całkiem nieźle. Pracuje jako fotograf. Chciałabym wiedzieć, jak jest u ciebie, ale już się nie łudzę, że mi odpowiesz. Cieszę się, że cię poznałam. Pewnie brzmię tak, jakbym miała już nigdy tu nie przyjść – wzdycham. - Zrozumiałam, że to już koniec. Sądzę, że reszta tylko czekała na to, aż to zrobię. Wszyscy już dawno temu pogodzili się z twoim odejściem i zaczęli układać sobie życie. A ja? Jeszcze kilka dni temu tkwiłam w miejscu pomiędzy życiem a śmiercią. Chcę to zmienić. Dlatego nie będę cię dłużej odwiedzać. Myślisz, że mam jeszcze szansę na wybaczenie? Zaniedbałam mojego najlepszego przyjaciela, brata i zespół. Nie wiem, jak mogę to naprawić, ale będę bardzo się starać. Nie chcę ich stracić tak, jak straciłam ciebie. Nie chcę znów przez to przechodzić.
Wstaję z miejsca i poprawiam kwiaty. Znów dotykam twojej podobizny.
- Nie mogę pozwolić na to, by jedyne osoby, które mi pozostały, zawiodły się na mnie po raz kolejny. Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać i przechowywać twój obraz w pamięci. Nawet jeśli teraz czeka na mnie osoba równie ważna, co ty. Byłeś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Nie zamierzam zmarnować dojrzałości, jaką dzięki tobie osiągnęłam. Życz mi powodzenia, Jiminnie. Bardzo się przyda.
Uśmiecham się delikatnie, odpinając wiszący na mojej szyi wisiorek. Kładę go tuż obok kwiatów.
- Pozdrów Taehyunga. Mam nadzieję, że wspólnie wyczekujecie naszego spotkania - przerywam, czując napływające do oczu łzy. Łzy radości i nostalgii. Wiem, że ta historia pozostanie między nami.
Delikatny powiew wiatru przypomina mi, że za bramą czeka na mnie ważna osoba. Jedyna, która ani razu mnie nie zawiodła. Jedyna, która zaakceptowała mnie w całości, a nie tylko moją cząstkę. Jedyna, którą potrafię kochać, jednocześnie zadając jej nieprawdopodobny ból.
Min YoonGi.

Rozdział "X"

Czuję, że ciśnienie działające na wodę pcha mnie coraz niżej. Niemal dotykam plecami wodorostów, łaskoczących moje dłonie. Próbuję otworzyć oczy, jednak szybko je zamykam. Woda, ktora do nich napłynęła, powoduje szczypanie. Zapewne są teraz zaczerwienione. Od zawsze miałem bardzo delikatne spojrzenie, odzwierciedlające kruchość mojego wzroku.
Czy ktoś je zapamięta?
Zakładam, że za kilka chwil już nie będę mógł o niczym myśleć. Wydaje mi się to fascynujące – człowiek jest przekonany o swojej wartości, twierdzi, iż jest ona uzależniona od tego, w jaki sposób postrzega świat, lecz tak naprawdę myslenie tylko utwierdza nas w tym, że żyjemy. Gdy umieramy, wszystko nagle staje się jasne i przejrzyste. Dostrzegamy rzeczy, które są niewidoczne i nieuchwytne dla normalnych, pędzących przed siebie w pocie czoła, nieskalanych ciemnością i mrokiem całkowitego przemijania ludzi. Pozwalamy naszemu światu się zatrzymać, by inny mógł współegzystować wraz z resztą w gonitwie, zwanej życiem. Zwalniamy miejsce, by zajął je ktoś nowy. Ktoś, kto również będzie musiał to zrobić.
Sądzę, że można to nazwać rytuałem. Każdy się rodzi, każdy żyje, każdy umiera. Lecz nikt nie zwraca na to uwagi. Dla większości naszego gatunku to niepotrzebne zaprzątanie sobie umysłu bzdurami, które go nie dotyczą. Ale śmierć dotyka wszystkich, w takiej czy innej formie.
Życie nie może istnieć bez śmierci, tak samo jak dzień nie może istnieć bez nocy, jak yin nie istnieje bez yang. Ta harmonia w naturze jest bardzo bolesna i przykra, ale gdyby nasz byt w pewnym momencie się nie kończył, byłby wart tyle samo, co zgnieciona kartka papieru.
Życie jest darem. Jednak śmierć jest o wiele potężniejsza. Pozwala zakończyć to, co wydaje się cierpieniem. Umożliwia dobrnięcie do finału.
Co jest później?
Nie wiem, ale już niedługo się przekonam.
Jedynym dźwiękiem, jaki od jakiegoś czasu słyszę, jest drganie wody. Swoją drogą, ta niebieska ciecz to bardzo potężny żywioł. Potrafi zmyć z powierzchni ziemi pracę i dorobek pokoleń, pozostawiając za sobą jedynie żal i pustkę. Równie dobrze może przynieść coś, na co czekaliśmy przez długi czas.
Gdybym miał określić, jaki żywioł pasuje do ciebie, wybrałbym wodę. Zabrałaś swojemu przyjacielowi miłość, jednocześnie ofiarując swoją jemu. Byłaś niczym tsunami – z pozoru niewinna, a w rzeczywistości silniejsza niż ktokolwiek by przypuszczał.
W pewnym momencie nadeszło załamanie, z którym sobie nie poradziłaś. Każdy ma jakąś granicę. Ty swoją przekroczyłaś już dawno, lecz tego nie okazałaś. Starałaś się być dla nas wszystkich oparciem w trudnych chwilach.
Dlaczego więc nie pozwoliłaś nam być oparciem dla ciebie?
Moje ubrania już dawno nasiąknęły wodą. Przez swój ciężar ściągnęły mnie na samo dno. Wspaniałe uczucie – znajdować się kilka metrów pod powierzchnią wielkiego błękitu. W miejscu, do którego nigdy nie miałem trafić.
Zastanawiają mnie pewne rzeczy... Ile czasu minęło? Godzina? Dwie? I czy ja... nie żyję? Czy to już naprawdę koniec?
Nie mam pojęcia.
Jeśli wciąż myślę, to chyba nadal egzystuję.
W końcu, nie można nazwać życiem bycia we wiecznym letargu. Ten rodzaj homeostazy był dobry, ale nie na dłuższą metę.
Skoro mam świadomość i potrafię myśleć... Dlaczego tak jest? Co poszło nie tak?
Po raz kolejny próbuję otworzyć oczy. Udaje mi się. Ale...
Jakim cudem znalazłem się w swoim pokoju?
Przecieram oczy ręką. Rozglądam się po pomieszczeniu. Na stoliku obok łóżka leży mój telefon. Chwytam go w dłoń i spoglądam na wyświetlacz. Zegar pokazuje 3:21.
Czy to naprawdę był tylko sen? Jeśli tak, nie chcę więcej takich doświadczać.
Stwierdzam, że nie ma sensu ponownie kłaść się spać. Podnoszę się z posłania i poprawiam kołdrę, zakrywając rozkopane prześcieradło. Zmierzam w stronę kuchni. Będąc w pomieszczeniu, podchodzę do wysokiego blatu i włączam ekspres do kawy. Chwilę później rozkoszuję się smakiem karmelowego macchiato.
Słyszę pukanie do drzwi. Zdziwiony niespodziewanym gościem idę do przedpokoju, poprawiając piżamę i włosy. Drewno skrzypi pod moimi palcami, kiedy uchylam drzwi. Na tarasie stoi osoba, której najmniej się spodziewałem.
- Miło cię widzieć – mówi i uśmiecha się do mnie, bez zaproszenia wchodząc wgłąb korytarza.
- Ciebie również miło widzieć, Jimin.

Rozdział XXVIII

Siła zderzenia była tak ogromna, że odbiłem się od kierownicy. Jednak poza kilkoma obrażeniami i szokiem, nie ucierpiałem prawie wcale.
Na miejscu pojawiła się policja i pogotowie. Nie byłem gotów na stawienie czoła temu wydarzeniu. Wszystko docierało do mnie w zwolnionym, wręcz nie odczuwalnym tempie.
- Jimin!
Twój krzyk, mimo że zagłuszony przez syreny i wrzawę, był slyszalny z mojego miejsca. Zobaczyłem cię tam, na uboczu, zapłakaną, klęczącą i wpatrującą się w martwe ciało chłopaka, przewożone przez jednego z ratowników medycznych do karetki.
- Leena... - wyszeptałem, zanim policjanci kazali mi wsiąść do środka pojazdu.

Rozdział XXVII

Minął miesiąc. Przeklęcie długi, niemiłosiernie się rozwlekający miesiąc. A po nim następny. I kolejny.
Aż nastała jesień.
Wiele się przez ten czas zmieniło. Nadal się nie widywaliśmy, choć przez kilka chwil widziałem cię na szklanych ekranach w całym mieście. Stałaś się popularna dzięki aferze o domniemanym romansie twoim i Luhana. Nie wiem, czy ze sobą sypialiście. Wydaje mi się to nieistotne.
Podobno łączył was tylko seks. I chyba to było czynnikiem, który doprowadził mnie na skraj przepaści.
Tamtego dnia wymknąłem się z domu. Ukradłem Jinowi kluczyki samochodowe i zakradłem się do jego auta. Kiedy odpaliłem silnik, czułem nagły przypływ adrenaliny. I to wystarczyło.
Jechałem w stronę mieszkania, jak mniemałem, twojego i Hana. Nie zwracałem uwagi na prędkość, z jaką prowadziłem pojazd. Najważniejsze było to, że chciałem z tobą porozmawiać. Przeprosić. Przywrócić wszystko do normy.
Mijałem słupy z sygnalizacją świetlną, obwieszczające krzykliwą czerwienią, bym się zatrzymał. Ale ja brnąłem dalej, jakby od tego zależało moje życie. Omijanie nakazów i zakazów wychodziło mi najlepiej.
Gdy zauważyłem samochód ze znajomą rejestracją, byłem odrobinę zaskoczony. W końcu co piosenkarz miałby robić w środku miasta, jadąc w przeciwnym do mojego kierunku?
Olśnienie.
Moje spojrzenie spoczęło na drodze. Jechałem pod prąd. Nie wiedząc kiedy, zboczyłem z normalnej trasy i pędziłem wprost na inne auta.
Zaskoczenie.
Przed sobą miałem tak znienawidzone przez siebie numerki, wskazujące na właściciela czarnej kii. Lecz spostrzegłszy kierowcę, przeżyłem szok.
Czarna koszulka ze zwykłym, spranym nadrukiem.
Rudawe kosmyki, popychane wiatrem.
I wreszcie... brązowe, roziskrzone tęczówki. Wtedy pełne strachu.
Jimin był zdezorientowany, nawet bardziej niż ja. Czego miałem się spodziewać, radości, że za chwile może zginąć?
Działałem jak w amoku. Nie zwolniłem, ani nie przyspieszyłem. Co mną kierowało? Moja nieodłączna towarzyszka - głupota, która aż do bólu oślepiła mnie swą siłą. Górowała nade mną. Śmiały się ze mnie razem z zazdrością, czyniąc z mej osoby kolejnego nieszczęśnika, ofiarę, uwikłaną w zbyt zagmatwaną sieć kłamstw, domyśleń i niespełnionych pragnień.

Rozdział XXVI

- Przepraszam za niego. Jest młody, głupi i... pusty. Jak ta tania szklanka, którą trzymasz w dłoniach - usłyszałem głos Jimina. Skierowałem spojrzenie w jego stronę. Trzymał cię za nadgarstek, odważnie patrząc ci w oczy i przepraszając w moim imieniu. Przyznam, że jeszcze nigdy nie czułem się tak głupio.
Muszę uznać jego słowa za najszczerszą prawdę - byłem pusty. W porównaniu do dnia dzisiejszego, kiedy wiem, iż jestem pełen. Pełen przekonania o jego racji, człowieka, który tak wiele zmienił w naszym życiu swoją osobą. Jego obecność to coś, czego brakuje mi nawet bardziej, niż ciebie, Leena. Ty również to czujesz, prawda?
To chyba jedyna rzecz, poza więzami krwi, która nas łączy. Choć może i to jest tylko kolejnym kłamstwem do kolekcji?
Uświadomiłem sobie coś. Zazdrościłem wszystkim wokół. Nie tylko Luhanowi, ale i Parkowi, tobie i wszystkim tym, którzy mieli jakieś cele, pragnienia, a, co najważniejsze, zaufanie i miłość. Mi tego zabrakło.
Zgubiłem się gdzieś między świadomością a jej brakiem. Musiałem podążać drogą donikąd od bardzo dawna, skoro nie potrafiłem zauważyć tak prostych rzeczy. Zazdrość niszczyła mnie od środka, powoli wyżerając wszystkie narządy, zatruwając je jak jakiś cholerny rak.
Leena... Przyjadę po ciebie. Obiecuję, że cię odnajdę. Nawet, jeśli mnie nie chcesz. Nawet, jeśli pokłóciłem się z Yookyo. Nawet, jeśli nie jestem już częścią waszego życia.
Bo już wiem, że dojrzałem, przyznając się do błędów, które popełniłem. Zamierzam wziąć za nie odpowiedzialność.

Rozdział XXV

Podbiegłaś do niego. I tego zazdrościłem mu najbardziej. Nie sławy, która na chwilę odeszła w niepamięć. Nie luksusów, które nagle straciły znaczenie. Nie fanów, którzy byli gdzieś daleko.
Ciebie.
Miał cię na wyłączność, co było spowodowane tylko i wyłącznie moją głupotą. Chciałem zachować cię dla siebie, ochronić przed całym złem tego okrutnego świata. Tymczasem sam raniłem cię każdego dnia, sprawiając ból w twoim sercu.
Często wracam myślami do tych dni, kiedy mogliśmy cieszyć się młodością i wolnością. Gdy jedynym naszym zmartwieniem był następny comeback i napisanie piosenek lepszych, niż poprzednie. Brakuje mi ich tak bardzo, że byłbym gotów cofnąć czas, aby je odzyskać.
Technologia z każdym dniem idzie do przodu. Pomaga rozwijać się ludzkości na całym świecie. Ratuje życia istotom, o których istnieniu nie mamy nawet pojęcia.
Dlaczego więc nie uratowała tego jednego, maleńkiego, a jak ważnego dla mnie, dla ciebie i reszty zespołu?

Rozdział XXIV

Podbiegłaś do niego. Po całym tym cyrku, w którym nie miał szans wygrać prawdziwy zwycięzca, wpadłaś w jego ramiona, jakby był ostatnią rzeczą, jaka pozostała na tym świecie. Wyglądałaś na szczęśliwą. Po raz pierwszy od bardzo dawna mogłem dostrzec na twej twarzy tak szczery uśmiech. Wierzę, że do teraz jest zarezerwowany tylko dla wyjątkowych osób. Dla elity, do której nigdy się nie dostanę.
Możesz mi wierzyć lub nie, lecz naprawdę życzyłem wam jak najlepiej. Chciałem być posłusznym młodszym bratem, często roztrzepanym, jednak mimo wszystko miłym i dobrodusznym. Marzenie.
Wiele rzeczy pozostało dla mnie niedoścignionymi celami, do których przestałem dążyć z powodu braku sił. Wolałem osiągać niskie pułapy za jak najmniejszą cenę.
Czuję na barkach ogromne brzemię, ilekroć przypominam sobie ciebie i... jego. Tak wielka miłość... Ile bym dał, by w tamtym samochodzie naprawdę siedział Luhan. Nie, żebym źle mu życzył. Ale chciałbym, by to właśnie on tam się znalazł. Może wtedy nie musielibyśmy wszyscy tak bardzo żałować tego, że wydarzenia potoczyły się tak, a nie inaczej.

Rozdział XXIII

Leena... Kiedy zobaczymy się ponownie, będziesz gotowa mi wybaczyć? Bo ja nadal tego nie zrobiłem. Nie potrafię odpuścić samemu sobie wypominania win.
Czułem twoje wiercące dziury w ciele spojrzenie. Miałem ochotę podbiec, przytulić cię i rozpłakać się jak małe dziecko. Byłem szczeniakiem, który popełniał błędy, nie myśląc nad tym, co robi. Nie patrzyłem na innych. Myślę, że dążyłem do autodestrukcji.
Prawie mi się udało, nie sądzisz?
Mimo przegranej, nie miałaś łez w oczach. Stałaś tam, szczerze się uśmiechając, gratulując wygranym. Wpatrując się we mnie z iskierkami w oczach. Wiesz, w tamtym momencie naprawdę łudziłem się, iż to ja jestem osobą, na której spoczywa twój wzrok.
Gdy schodziłem z widowni, kątem oka dostrzegłem Luhana. Siedział dokładnie trzy rzędy za mną. Wiedziałem już, że to jemu posyłałaś te spojrzenia, pełne... miłości? Miałem nadzieję, że je dostrzegł. Gdyby tego nie zrobił, uznałbym go za całkowitego głupca. Chciałem, byś i mnie starała się pokochać, jak brata i przyjaciela. Jak ostoję, którą chciałem się dla ciebie stać.
To jedna z wielu rzeczy, w których cię zawiodłem, prawda?

Rozdział XXII

Starałem się opanować łzy, patrząc na Leenę. Jej występ był naprawdę piękny, lecz jako moja siostra od początku była na przegranej pozycji. Nie mogła wygrać.
Nie odzywałem się do niej od kilkunastu godzin. Nie miałem odwagi napisać chociażby głupiego esemesa. Wiedziałem, że jedynie szukałbym wymówek, starając się zwalić winę na stres i pracę. Do sytuacji z poprzedniego dnia mogłoby nie dojść, ale moja głupota musiała wziąć nade mną górę. Skompromitowałem się, raniąc osobę, która tak wiele dla mnie znaczyła.
Byłem zaskoczony pojawieniem się Luhana wraz z nooną, jednak musiałem pogodzić się z tym, że i ona ma prawo normalnie żyć. Powoli zaczynałem uświadamiać sobie, że może zwyczajnie nie zechcieć już ze mną zamieszkać, bo postanowi zostać z blondynem. Szczerze mówiąc, nie zdziwiłbym się, gdyby to zrobiła. Tym razem chciałem, by wiedziała, że sobie poradzę i nie będę robił jej wyrzutów.
Pragnąłem, by z powrotem wróciły do nas szczęśliwe dni, kiedy nasza rodzina była pełna, a Leena nie musiała opiekować się mną i domem, jednocześnie wykonując podstawowe obowiązki. Pragnąłem, by wróciła stara wersja mnie, nie będąca wręcz przeraźliwie zazdrosną osobą, potrafiącą bez skrupułów zarzucić siostrze bycie dziwką.
Jak to mówią, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Mój apetyt nie chciał się skończyć, dlatego zaczynałem karmić się byle ścierwem. Takim, jak zatruwanie życia innym, jak niszczenie marzeń i powodowanie niemiłych zdarzeń.
Swoje wady dostrzegłem za późno, by zmienić przebieg wydarzeń jesieni tamtego roku.
Powiedz, Leena... Czy jest coś, co mogę zrobić, byś mi wybaczyła?

Rozdział XXI

Konkurs dobiegł końca. Byłam z siebie cholernie dumna, bo miałam pewność, że dobrze wypadłam przed jury, mimo braku własnego podkładu i kompletnego nieprzygotowania. Obecność Luhana, a także świadomość, że po prostu muszę wygrać, by pokazać wszystkim, ile mam samozaparcia, były moją główną motywacją.
Oczekiwałam na wyniki na scenie, stojąc tuż obok niewielkiej grupki szkolnych komików. Wszystko obracali w żart, czego nie raz reszta uczniów miała serdecznie dosyć, lecz w ten sposób pokazywali tylko swój optymizm i zdolność rozbawiania ludzi. Tym razem wzięli całe wyzwanie na poważnie, śpiewając jeden z najpopularniejszych utworów tego lata - Fire. Oczywiście, nie obyło się bez celowych pomyłek i tym podobnych, jednak cały występ był naprawdę wspaniały, jak pozostałe. Nie sądziłam, że na sędziów spadnie tak ogromne brzemię, w postaci wybrania tylko jednej grupy lub osoby z wcześniej zaprezentowanych, która miałaby możliwość współpracy z Big Hit Entertainment i zespołem, wyjazd na dowolne warsztaty do Stanów Zjednoczonych - wokalne, taneczne lub aktorskie, a także niemała suma pieniędzy. Była to wielka szansa dla wielu uzdolnionych licealistów, których marzeniem było zostanie muzykiem czy aktorem.
Mimo wszystkich tych uczuć, ani na moment się nie poddawałam i nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogę przegrać. Może i występ z piosenką osoby, która siedziała na widowni kilka rzędów za BTS i uważnie taksowała wszystko wzrokiem, nie był trafiony w dziesiątkę, jednak był to jedyny utwór, jaki pozostał nietknięty z nagranych na szkolny komputer. Nie zamierzałam wybrzydzać. Zresztą... Na sukces miałam pracować ja, nie podkład.
- Dziękujemy wszystkim za dzisiejsze wystąpienia - zaczął Namjoon. - Po krótkiej rozmowie doszliśmy do wniosku, że jesteście naprawdę utalentowanymi osobami, z ogromną pasją i charyzmą. Dlatego jesteśmy pewni, że konieczne będzie rozdzielenie nagrody. Pierwszą osobą, która doprawdy świetnie się spisała, w pełni na nią zasługując, jest Tiajae.
Zmarszczyłam brwi, patrząc to na jury, to na dziewczynę. I nagle mnie olśniło.
Nie wygram tego. Choćbym nie wiem, jak mocno się starała. Nie mogę. Nie jako siostra Jungkooka, jednego z sędziów. Nie jako znajoma całej grupy. Nie jako przewodnicząca szkoły. Nie jako osoba odnosząca sukcesy w prawie każdej płaszczyźnie.
Świat mnie nie lubił. Dał mi wszystko, o czym marzy każda nastolatka - popowego idola za brata, znanego Chińczyka za (prawie) chłopaka, rozpoznawalność w szkole ze względu na bycie jedną z lepszych uczennic i przewodniczącą. Jednak zabierał całą resztę, na której zależało mi bardziej - możliwość spełnienia swoich marzeń na tle muzycznym, bliskie mi osoby. Odbierał mi moje życie, kawałek po kawałku, póki nie stałam się tym, czym jestem teraz - na wpół samotną, rozpamiętującą przeszłość kobietą ze skłonnościami do depresji.
Nie chcę taka być. Już nie.

Rozdział XX

Mój występ miał zacząć się lada chwila, a ja byłam w totalnej rozsypce. Kompletnie zapomniałam o podkładzie, nie mówiąc o tym, podczas wszelkich prób przypomnienia sobie układu, myliłam najmniejsze kroki. Chciałam stamtąd uciec.
Można powiedzieć, że bycie samolubną skończyło się nie do końca tak, jak planowałam. Nadal pragnęłam wygrać konkurs, lecz kiedy tylko przypominałam sobie ostatnie słowa, jakie wymieniliśmy z Jungkookiem zaledwie poprzedniego dnia, w moich oczach pojawiały się łzy. Stałam się bardzo wrażliwa, odkąd BTS tymczasowo z nami zamieszkali. Od zawsze wiedziałam, że nie należy się do nikogo zbyt łatwo przywiązywać, jednak skutecznie omijałam ten fakt, póki nagle w moim życiu nie zaczęły pojawiać się nowe osoby.
Chłopcy byli wspaniali i utalentowani. Każdy miał swój własny, niepowtarzalny urok. Byli również bardzo zgrani, w końcu znali się i przyjaźnili od ponad czterech lat. Patrząc na nich, miałam pewność, że mój brat jest w dobrych rękach. Zastanawiała mnie pewna rzecz... Dlaczego z tego nie korzystał? Wydawało mi się, że dojrzał i potrafił wyciągnąć prawidłowe wnioski z różnych sytuacji, ale okazało się, iż nadal jest małym, zagubionym i zazdrosnym chłopcem. Żałowałam, że zeszłego wieczoru nie powstrzymałam emocji, że w ogóle przyprowadziłam Luhana do naszego domu. Zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo tym namieszałam. Z drugiej strony, w jakim celu Kook tak po prostu naskoczył na mnie i blondyna? Byłam od niego starsza, odkąd skończyłam osiem lat, starałam się odciążać rodziców i nim zajmować. Wspierałam go w trudnych chwilach, kiedy indziej dawałam mu porządny ochrzan. Myślałam, że w jakiś sposób mogę stać się kimś, przy kim będzie czuł się bezpiecznie, kimś, przed kim się otworzy i powie prawdę. Czy naprawdę chciałam zbyt wiele, oczekując jedynie... bycia prawdziwą siostrą?
A może to właśnie dlatego Jeon zachowywał się w ten sposób? Czyżbym stała się dla niego kimś na tyle ważnym, by był zazdrosny o byle chłopaka? Czyżbym w jakiś sposób przekroczyła granicę, stawiając go w sytuacji bez wyjścia? Czy to ja byłam powodem, dla którego tak się zachowywał?
Z zamyślenia wyrwała mnie czyjaś ręka, dotykająca mojego ramienia.
- Wszystko w porządku? - zapytał Luhan, uważnie mi się przyglądając. Zdobyłam się na słaby uśmiech i lekkie kiwnięcie głową w odpowiedzi. Nie spodziewałam się po nim, że może być... czuły i troskliwy. Na co dzień sprawiał wrażenie pewnego siebie drania, natomiast w tamtym momencie był zupełnie inną wersją siebie.
- Poradzisz sobie. Wygrasz to i pokażesz im, jak bardzo cię zmieniłem, żeby mieli więcej powodów do nienawidzenia mnie - powiedział, rozluźniając napiętą atmosferę, która wytworzyła się wokół nas.
- Zgoda - odparłam. - Pod warunkiem, że gdzieś ze mną pójdziesz - stwierdziłam, wykorzystując idealną okazję do wyciągnięcia go poza teren hotelu.
Lu jedynie uniósł prawy kącik ust, patrząc mi prosto w oczy. Uwielbiał to robić, jakby droczył się ze mną samym spojrzeniem. Ja też to lubiłam. Miał piękne tęczówki, brązowe z dodatkiem czerni, jak wielu Azjatów, jednak dla mnie były one unikalne. Gdybym mogła, wpatrywałabym się w nie godzinami.
Nawet teraz, siedząc przy kuchennym stole i rozmyślając o przeszłości, chciałabym je zobaczyć. Ponownie ujrzeć w nich cudowne iskierki, zachęcające do igrania z ogniem, jakim było życie z nim. Cieszę się, że choć przez jeden, krótki moment, mogłam mieć go dla siebie. Do teraz jest wspaniałym wspomnieniem, jakie na zawsze pozostanie w mej pamięci. Nigdy nie zapomnę tego, co wydarzyło się pięć lat temu.
Zwłaszcza chwili, w której odpowiedziałam sakramentalne "Tak".

Rozdział XIX

Nie wydaje mi się dziwnym to, w jaki sposób skończyła się tamta noc. Fakt, że przeżyłam swój pierwszy raz z osobą poznaną zaledwie kilka dni wcześniej tylko utwierdza mnie w przekonaniu, jak głupia byłam. Dałam się zwieść miłym słówkom.
Może zrobiłam to, bo potrzebowałam pocieszenia, a Luhan jako jedyny potrafił mi je zapewnić. Może dlatego, że chciałam poczuć się kochana. Może po to, by choć na chwilę przestać myśleć.
Jestem pewna, że każde z tych wytłumaczeń jest dobrą odpowiedzią. Przekonałam się o tym, kiedy blondyn złączył nasze dłonie w chwili, w której oboje wykrzykiwaliśmy swoje imiona.
***
Kiedy rano się obudziłam, chłopak nadal leżał obok mnie. Bardziej spodziewałam się, że w pośpiechu zbierze swoje rzeczy i ucieknie, byle tylko nie musieć spoglądać mi w oczy. Zapomniałam o pewnym istotnym fakcie - chińczyk nie był tchórzem, a działania, jakie podejmował, może nie do końca przemyślane, były dowodem na jego pewność siebie (i wrodzoną głupotę w niektórych sytuacjach).
Swoją drogą... Czy mogę o dwudziestopięcioletnim osobniku płci męskiej powiedzieć "chłopak"? Ten wiek zakrawa już o mężczyznę.
Popatrzyłam na chłopaka mężczyznę przedstawiciela płci przeciwnej i doszłam do wniosku, że jednak wciąż będę używać pierwotnej formy. W końcu faceci nigdy nie wyrastają z krótkich spodenek, a jego przypadek był na tyle skomplikowany, że i tak nie doszłabym do żadnych konkretów.
Zastanawiając się nad sensem nazywania go w ten czy inny sposób, nie spostrzegłam, że blondyn również uchylił powieki i wpatrywał się we mnie z niezrozumieniem.
- Aż tak ci się podobam? - zapytał ironicznie, przerywając ciszę panującą w pokoju. Mimo delikatnego głosu, którego był szczęśliwym posiadaczem, naprawdę się przestraszyłam, co tylko dodatkowo go rozbawiło.
Uderzyłam pięścią w jego ramię, chcąc zmyć uśmiech z tej ładnej twarzyczki, lecz z marnym skutkiem. Westchnęłam, kręcąc głową na boki.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam wycofywać się z łóżka. Myślę, że przypominało to niezbyt zgrabne sunięcie gąsienicy, zgiętej pod kątem prostym, z paraliżem górnych partii ciała.
Mój towarzysz zmarszczył brwi, patrząc na moje poczynania.
- Wybierasz się gdzieś?
Zerknęłam na niego, udając zastanowienie. Przyłożyłam palec do głowy i uniosłam wzrok, intensywnie myśląc.
- Hmm... - wydałam cichy pomruk. - Może do szkoły?
Luhan przewrócił oczami, wtulając się w poduszkę i na powrót przymykając oczy. Otulił się kołdrą, mimo upału panującego na zewnątrz i, najprawdopodobniej, znów pogrążył się we śnie.
Wstałam z posłania, podchodząc do torby pozostawionej na krześle, znajdującym się obok łóżka. Wyciągnęłam z niej białą koszulkę z czarnym napisem, legginsy i czarne trampki, czyli strój, w którym najwygodniej mi się tańczyło. Ze względu na ostatnie wydarzenia zamierzałam wypaść na konkursie najlepiej, jak potrafiłam. Chciałam udowodnić Jungkookowi i samej sobie, że w ogóle się tym nie przejmuję.
Mniej-więcej orientując się w planie mieszkania, udałam się do kuchni. Przygotowałam śniadanie, składające się z płatków kukurydzianych i mleka. Po zjedzeniu posiłku, odstawiłam miskę, której użyłam, do zlewu, by następnie przejść do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam zęby, ogarnęłam siano, jakie wytworzyło mi się na głowie po potraktowaniu włosów szamponem i ubrałam się we wcześniej przygotowane rzeczy. Na koniec nałożyłam odrobinę kremu BB na twarz i posmarowałam usta błyszczykiem. Gdy byłam gotowa, coś kazało mi spojrzeć na zegarek. Nie było to złe posunięcie, wręcz przeciwnie - dzięki temu dowiedziałam się, że już nie zdążę na otwarcie konkursu.
Szybko spakowałam butelkę wody, drożdżówkę i ubrania na zmianę do torby, po czym poszłam do sypialni. Szturchnęłam śpiącego chłopaka, który w odpowiedzi jedynie złapał mnie za rękę, kładąc ją sobie pod głowę. Musiałam przyznać, że było to urocze, ale nie mogłam sobie pozwolić na chwile czułości. Dyrektorka pewnie i tak była już bardzo zdenerwowana moją nieobecnością w szkole. Nie miałam zamiaru narażać się na jej gniew.
- Lu, podwieź mnie do szkoły - ponownie potrząsnęłam jego ramieniem, tym razem używając do tego drugiej ręki. Wspomniany otworzył oczy i zaspanym, pełnym pretensji spojrzeniem dał mi do zrozumienia, że właśnie przerwałam mu wspaniały sen.
- Nie możesz pójść na pieszo? Albo zostać tutaj? - powiedział, ziewając i powoli zakładając na siebie czarne spodnie. Na ramiona naciągnął białą koszulę i, nie kłopocząc się z jej zapinaniem, poszedł do kuchni. Widząc, jak mozolnie przygotowuje sobie śniadanie, byłam pewna, że pani Seong jeszcze tego samego dnia usunie mnie z funkcji przewodniczącej i już nigdy nie pozwoli mi objąć podobnego stanowiska. A to wszystko z powodu "drobnego", jak to określił blondyn, spóźnienia.
***
- Naprawdę musiałeś przejeżdżać ulicą, na której zawsze są korki? Dzięki tobie mam już półtorej godziny spóźnienia - wytknęłam Luhanowi, kiedy wysiedliśmy z czarnego hyundaia. Właściciel pojazdu odparł sarkastycznie:
- Nie musisz dziękować.
Zacisnęłam zęby, nie chcąc bardziej się denerwować. Weszliśmy do budynku, kierując się do auli, w której od dobrych sześćdziesięciu minut odbywał się konkurs.
Cisza między nami odrobinę mnie denerwowała, a że nie miałam nic lepszego do powiedzenia, wybąkałam:
- Wiesz, nawet ten zastój w korku mogę ci wybaczyć. Ale nie rozumiem, po co odstawiłeś się jakby właśnie trwał Chuseok. Gdybyś nie szykował się Bóg wie, ile, zapewne byśmy zdążyli.
Chłopak nie przejął się moimi słowami, i, dla "lepszego efektu", poprawił koszulę, rozpinając dwa pierwsze guziki. Uniosłam wzrok do góry, modląc się o cierpliwość.
Znaleźliśmy się w sali w momencie rozpoczęcia występu szkolnego teatru. Byłam ciekawa, co mają do zaprezentowania, lecz nie było mi dane się o tym przekonać, gdyż obok nas pojawiła się dyrektorka.
- Mam nadzieję, że jest jakieś sensowne wytłumaczenie na twoją nieobecność i omal dwugodzinne spóźnienie - szepnęła złowrogim tonem, dając mi do zrozumienia, że ma mi to za złe.
Nie do końca byłam pewna, dlaczego nie przejmowałam się jej słowami. Tak, jakby zupełnie przestało mi zależeć na czyjejkolwiek opinii. Luhan za bardzo na mnie działał. Zdecydowanie.
Spoglądnęłam na niego. Najzwyczajniej w świecie rozsiadł się na jednym z krzeseł. W duchu dziękowałam JunSu za pomysł z zasunięciem zasłon na czas trwania występów. Dzięki temu choć chwilę dłużej mogliśmy zostać anonimowi.
- Proszę mi wybaczyć, pani Seong, ale miałam bardzo ważną sprawę do załatwienia. A teraz przepraszam, jednak chciałabym przygotować się do występu - wyminęłam kobietę, oddalając się od niej. Udałam się bocznymi schodami za kulisy, gdzie przebywała reszta uczniów.
Większość z nich posyłała mi pytające spojrzenia, inni w ogóle nie przejęli się moim pojawieniem. Było mi to obojętne. W tamtej chwili miałam ochotę choć raz być samolubną i zrobić coś tylko dla siebie. Wygrać, pokazać, że jestem górą w tej pieprzonej farsie.
Chciałam choć raz posmakować sukcesu, jaki osiągam sama, własnymi rękoma, bez niczyjej pomocy, dążąc po trupach, lecz do celu.

Rozdział XVIII

W tamtym momencie chciałam, by całe zdarzenie sprzed kilkunastu minut nie miało miejsca. Pragnęłam wymazać je z pamięci, tak samo jak łzy, które nie przestawały płynąć.
Wysiadłam z taksówki, będąc podtrzymywaną przez Luhana. Nawet nie wiedziałam, kiedy stał się tak cenną dla mnie osobą. Nie sądziłam, że kiedykolwiek pomyślę o nim inaczej, niż o osobie mogącej zapewnić mi niemałe korzyści. Może to było błędem...
Blondyn otworzył ogromną, metalową bramę, wpisując kod na panelu schowanym w murze. Rozejrzałam się dookoła. Do tej pory byłam tak pochłonięta myślami, że nie zauważyłam, iż znajdujemy się w najbogatszej części Seulu. Za bramą znajdował się wysoki, co najmniej trzydziestopiętrowy budynek. Naszły mnie wątpliwości co do tego, czy chłopak, znajdujący się obok mnie, jest na pewno zdrowy. Sam mieszkał w takiej posiadłości?
Wszystko stało się jasne, kiedy dotarliśmy do wejścia. Za szklanymi, złoto zdobionymi wrotami, widoczny był wielki hol z masą drzwi, wind i schodów. Na szczęście nikogo w nim nie było, poza serdeczną panią siedząca w lobby, która wpuściła nas do środka.
Przez całą drogę do mieszkania Lu zdołałam naliczyć dwanaście przegród i innych rodzajów zabezpieczeń, oraz cztery panele, na których trzeba było obowiązkowo wpisać kod. Nie miałam pojęcia, co to za miejsce, ale byłam pewna, że właściciele bardzo dbają o swoich gości, a także o ich bezpieczeństwo.
Przechodząc przez długie i piękne pomieszczenia, jakich nie mogłam nazwać korytarzami ze względu na ich okazałość, czułam się jak księżniczka. Jednak zamek, do którego miałam trafić, okazał się zdecydowanie lepszy.
Przekroczyliśmy próg mieszkania Luhana równo o pierwszej w nocy. Przeżyłam niemałe zaskoczenie, widząc delikatny nieład, jaki panował w środku. Spodziewałam się idealnie wysprzątanej, nowoczesnej kuchni. Salonu w barwach granatu i bieli, z oddzielnym przejściem do sali z kinem domowym. Sypialni z ogromnym łóżkiem, zajmującym trzy czwarte pokoju. Pokaźnej garderoby z wręcz tysiącami ubrań i dodatków różnych marek. Ogromnej łazienki z jacuzzi lub basenem.
Zastałam tradycyjny, koreański dom, nie różniący się prawie niczym od mojego, za wyjątkiem wielkości. Jedyną rzeczą, jaka nie pasowała do schematu, były elementy chińskiej kultury, pojawiające się na ścianach, zdjęciach, książkach i innych miejscach.
Szczerze powiem, że wolałam zostać przyprowadzoną do mieszkania, które kojarzyło mi się z ciepłem, aniżeli odpicowanego na pokaz skansenu.
- Czuj się jak u siebie - usłyszałam głos blondyna, który, nie zważając na moją obecność, zdjął koszulkę i rzucił ją na oparcie fotela, rozsiadając się na meblu.
- Mógłbyś się ubrać, wiesz? - przewróciłam oczami, siadając na sofie i kładąc torbę na podłodze. Ukradkiem zerknęłam na chłopaka, co nie było dobrym posunięciem. Moje spojrzenie momentalnie zjechało w dół jego twarzy, by po raz kolejny spocząć na jego klatce piersiowej. Szybkim ruchem odwróciłam głowę, by właściciel ciała, w które mogłabym wpatrywać się godzinami, nie zauważył rumieńców na moich policzkach.
- Urocze jest to, w jaki sposób starasz się na mnie nie patrzeć - zaśmiał się Luhan, doprowadzając mnie do jeszcze większego zakłopotania.
Chciałam, żeby beztroskie chwile zdarzały nam się częściej, jednak właśnie wtedy przypomniałam sobie, dlaczego znalazłam się w domu swojego idola. Od razu spoważniałam.
- Nie mów mi, że znów będziesz płakać. Chyba nie chcesz zalać tej wspaniałej kanapy... - westchnął chińczyk, na co zachichotałam. - LeeNa - przybrał poważniejszy ton. Zerknęłam na niego. - Możesz zostać tutaj, ile chcesz, ale pamiętaj, że sprawa z bratem sama się nie rozwiąże. Kiedy tylko będziesz gotowa, pojadę z tobą do waszego mieszkania, żebyście mogli w spokoju porozmawiać i wyjaśnić sobie parę spraw.
Poczułam, jak znów zalewam się łzami. Nie mogłam uwierzyć w to, że zamiast w Jungkooku, znalazłam oparcie w osobie, po której najmniej bym się tego spodziewała.
- Nie płacz, Jeon. Musisz być silna - skwitował Lu, przybliżając się i mnie obejmując. Czując jego ciepło, byłam w stanie pohamować słone krople, lecące ciurkiem z moich oczu.
- Powiedz... - zaczęłam, pociągając nosem. - Czy ja naprawdę jestem dziwką?
Blondyn, słysząc moje słowa, ścisnął mnie mocniej, całując w czubek głowy.
- Oczywiście, że nie. Osoba, która tak reaguje na słowa jakiegoś smarkacza, nawet nie ma prawa zostać nazwana w ten sposób - odrzekł, wtulając głowę w moje włosy. Uniosłam kąciki ust.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę takie słowa z jego strony.
_______________________________________________________________
Kolejny rozdział za nami ^^ Napiszcie w komentarzach, co sądzicie i jakie są wasze teorie na temat dziwnych relacji głównej bohaterki z Jungkookiem, Luhanem i Jiminem. Z chęcią przeczytam, co wam siedzi w głowach :>
Do następnego, słoneczka <3

środa, 24 sierpnia 2016

Rozdział XVII

  Luhan spojrzał na mnie, chcą przeprosić spojrzeniem. Mimo zaistniałej sytuacji, zaczęłam cicho chichotać. On zresztą też.

  Drzwi prowadzące do pokoju Jungkooka otworzyły się, a ze środka wyszedł mój brat. Kiedy zobaczył, kto leży na podłodze w, bądź co bądź, naszym salonie, zaczął spoglądać to na mnie, to na blondyna.

  W powietrzu można było wyczuć rodzące się napięcie. Mimo wesołej atmosfery między mną i wciąż znajdującym się na ziemi chłopakiem, Jeonowi nie było do śmiechu.

- To, że spędzasz z nim czas, nie oznacza, że możesz sprowadzać go do domu, kiedy ci się podoba - mówił to z tak poważną miną, że mogłabym równie dobrze wziąć go za dwudziestokilkulatka. Jeszcze w żadnej kwestii nie zachowywał się tak... dojrzale?

- To jest również mój dom - zaznaczyłam, podchodząc do Lu, który podniósł się z podłogi.

  Miałam nadzieję, że reszta chłopców nie pojawi się w salonie. Myślałam, że jakimś cudem uniknę
konfliktu. Myliłam się.

  W pomieszczeniu nagle zrobiło się duszno. Czułam się jak na polu bitwy, na którym walka dopiero miała się zacząć.

  Ja jedna, broniąca swoje dobrego imienia i, poniekąd, Luhana, przeciwko bratu i jego sześciu przyjaciołom. Od początku byłam na straconej pozycji. Tak jak w wielu innych starciach.

- Co się tu dzieje... - przemówił HoSeok, ziewając. Gdy zobaczył blondyna obok mnie, natychmiast się rozbudził. Pozostali, niestety, poszli w jego ślady.

- Czego tu chcesz? - syknął Kook, starając się podejść bliżej mnie. Odsunęłam się od niego, widząc, że zachowuje się jak zaszczute zwierzę - groźne, przez co niepewne.

- Lepiej stąd wyjdź - polecił mojemu towarzyszowi, przeszywając go pełnym jadu spojrzeniem.

  Spojrzałam na niego. Nie przypominał mojego brata. Jego przyjaciele również nie potrafili go poznać.

- Odsuń się od niego. Zarazisz się czymś od tego pasożyta - brat szarpnął mnie za rękę.
  Tego było za wiele.

- Nie. Mów. Mi. Co. Mam. Robić - wycedziłam, po czym złapałam Luhana za rękę. - Jeśli tak bardzo przeszkadza ci obecność mojego gościa, proszę bardzo. Nie musisz go więcej oglądać. Mnie zresztą też.

  Po wypowiedzeniu tych słów, udałam się do swojego pokoju, zabrałam pierwszą, lepszą torbę i spakowałam do niej bieliznę, piżamę, ubrania na zmianę i kosmetyki. Nadal trzymając ciepłą dłoń chłopaka, chciałam opuścić mieszkanie i zostawić za sobą sytuację sprzed chwili, jednak zatrzymał mnie głos Jungkooka.

- Powiedz, kiedy stałaś się prywatną dziwką EXO?

  W moich oczach pojawiły się łzy. Łzy smutku, żalu i poniżenia. Nie dałam im wypłynąć.

  Miałam ochotę podejść do brata i z całej siły uderzyć go w twarz. Ubiegł mnie Luhan, wymierzając mu siarczysty policzek.

- Możesz nie mieć szacunku do mnie, ale twojej siostrze się on należy. I radzę ci się bardziej pilnować. - odszedł kawałek, po czym dodał - Następnym razem nie będę taki delikatny.

  Pociągnął mnie za nadgarstek i wyprowadził z domu. Kopniakiem zamknął drzwi, zbiegł ze mną po schodach i zamówił taksówkę, która przyjechała dosłownie kilka sekund później.

  Pozwolił mi wypłakać się na swoim ramieniu, mimo że koszulka, którą zalewałam łzami, była warta więcej niż moje miesięczne wydatki. Pozwolił mi być bezbronną i kruchą wersją mnie, mimo że chciałam udawać silną.

  Pozwolił mi być częścią swojego życia, choć było to nieplanowane.

Rozdział XVI

- Jesteś pewna, że nikogo nie ma? - zapytał Luhan, prowadząc mnie po schodach. Mimo moich protestów, nalegał, że mi pomoże, a ja nie umiałam mu odmówić. Można powiedzieć, że po alkoholu byłam bardziej uległa.

  Urwałam się z domu gdy tylko przeczytałam smsa od Luhana. Nie był jakiejś specjalnej treści, zawierał w sobie tylko kilka słów (Czekam na dole), a ja czułam się odrobinę jak pies, gotów zaszczekać i merdać ogonem na jego rozkaz, jednak potrzebowałam gdzieś wyjść i skorzystać z rozrywki, jaką oferował Seul.

  Grubo przeliczyłam się co do Jungkooka. Chciałam wyjść z nim i resztą do klubu, o którym mówił Jimin, jednak ten powiedział tylko, że mam się nie wtrącać między niego i chłopaków. Zapewne reszcie powiedział, że sama zrezygnowałam z pójścia tam, ale... Nie mogłam długo mieć mu tego za złe. Ja też popełniałam błędy, kiedy byłam młodsza. Poza tym, może rzeczywiście nie powinnam tak bardzo ingerować w jego relacje z zespołem. W końcu znali się od ponad trzech lat, a ja pojawiłam się w ich życiu zaledwie kilka dni wcześniej.

  Przekręciłam klucz w zamku i pchnęłam drzwi, wpuszczając blondyna przed siebie. Na powrót zamknęłam mieszkanie, odkładając klucz na szafkę.

  Zdjęłam czarne baleriny, rzucając je w kąt. Mała torebka podzieliła ich los.

  Chcąc zgrywać dobrą gospodynię, pognałam do kuchni (niczym książę na białym rumaku), lecz poczułam, jak Luhan obejmuje mnie w pasie, uniemożliwiając mi wykonanie jakiegokolwiek ruchu.

- LeeNuś... Spać mi się chce - jęknął, słaniając się na nogach.

Pomyśleć, że przed chwilą sam prowadził mnie po schodach - zironizowałam w myślach.

  Wyplątałam się z jego uścisku i podeszłam do lodówki, wyciągając z niej zimny sok porzeczkowy. Nie kłopocząc się z nalewaniem go do szklanek, upiłam kilka łyków prosto z butelki, następnie podając ją chłopakowi.

- Za chwilę przygotuję ci łóżko - powiedziałam, kierując się do swojego pokoju.

  Gwałtownie się cofnęłam, zauważając stos kanapek i dużą szklankę z zieloną herbatą na kuchennym blacie. Rozszerzyłam źrenice ze zdziwienia i jak najszybciej pobiegłam do wcześniej obranego za cel pomieszczenia.

  Modliłam się o to, by moje przypuszczenia okazały się kłamstwem.

  Uchyliłam drzwi, rozglądając się po pokoju. Moje spojrzenie natrafiło na trójkę raperów, śpiących razem na moim łóżku, oraz Jina, leżącego na sofie. Wyszłam, zamykając drzwi.

  Byłam pewna, że jeśli dalej będziemy się tak głośno zachowywać, wszyscy się obudzą i odkryją, że... zabawiam się z byłym członkiem EXO.

  Wróciłam do kuchni, jednak nigdzie nie zastałam Hana. Akurat w takim momencie musiał zniknąć mi z pola widzenia...

  Chciałam zacząć przeszukiwać mieszkanie, jednak usłyszałam szum wody. Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. Wiedziałam, że pozostawienie go samemu sobie nie będzie zbyt dobrym pomysłem, ale nie sądziłam, że zachce mu się kąpieli. Nie nadążałam za tym człowiekiem.

  Cicho zapukałam w białe drewno, lecz bez efektu. Kiedy sytuacja powtórzyła się kilka razy z rzędu, musiałam podjąć bardziej radykalne kroki.

  Wzięłam głęboki oddech, zasłoniłam oczy ręką i ostrożnie otworzyłam drzwi. Na ślepo próbowałam trafić do kabiny prysznicowej, co skończyło się uderzeniem głową o szafkę i staranowaniu toalety. Dosłownie.

  Chcąc, nie chcąc, musiałam choć na chwilę odsłonić oczy. Nie mogłam pozwolić na to, by śpiący za ścianą muzycy się obudzili. Byłam tuż obok prysznica, dlatego rozsunęłam szklane drzwi i, wyciągając przed siebie ręcznik, zakręciłam wodę. Lu nawet nie zorientował się, że weszłam do łazienki.

- Jeśli chciałaś się przyłączyć, mogłaś powiedzieć od razu, a nie człowieka nachodzić - stwierdził sarkastycznie, przyjmując ręcznik i owijając się nim w pasie. Starałam się nie patrzeć na pewne części ciała, co udało mi się jedynie częściowo. Mimowolnie mój wzrok zjechał na jego klatkę piersiową i tors.

  Oprzytomniła mnie dopiero myśl, że BTS znajdują się zaledwie jedno pomieszczenie dalej.

- Ubieraj się - szepnęłam do piosenkarza.

- Najpierw wchodzisz do łazienki, kiedy się kąpię, a teraz każesz mi się ubierać. Zdecyduj się, kobieto - zaczął marudzić, więc przyłożyłam mu dłoń do ust.

- Błagam cię, nie mamy czasu na wygłupy. Nie sądziłam, że mogą tu przyjść przed czasem, ale oni są tuż za ścianą! - wytłumaczyłam mu, lecz on nie do końca zrozumiał, co do niego mówiłam.

- Jacy "oni"? - zmarszczył brwi.

  Zapomniałam poinformować go, że tymczasowo mieszkam z boysbandem. Zajebiście.

- Kojarzysz BTS? - zapytałam, podając mu rzeczy. Skinął głową. - Jeden z nich to mój brat, a niedawno... eh... oni... tak jakby... zamieszkali tutaj.

  Nie przyjął tego najlepiej. Wniosek ten wyciągnęłam z jego chwilowego zawieszenia i późniejszego tempa, w jakim się ubierał, co przypominało tornado lub tajfun.

  Gdy skończył, spojrzał na mnie groźnie. Wyglądało to dość komicznie w porównaniu do jego delikatnej urody.

  W drodze do przedpokoju nie odezwał się nawet słowem. Zrozumiałam, że jest wkurzony. Ale z tak błahego powodu?

Tak, LeeNa, na pewno mieszkanie z sześcioma obcymi chłopakami i bratem jest normalną, wręcz błahą częścią życia każdej nastolatki. Tak samo, jak sypianie z nimi w jednym łóżku - zakpiła ze mnie podświadomość.

  Mimo wszystko... Dzień mógłby skończyć się dobrze, bez jakiejkolwiek kłótni czy nieporozumień. Gdyby nie to, że Luhanowi nagle zachciało się soku porzeczkowego, który został w kuchni.

  Wracał z butelką w ręce. Przechodził koło kanapy, kiedy... runął, jak długi. Nie wiedziałam, czy to wina alkoholu, czy może na coś się zagapił. Jednego byłam pewna - w tamtym momencie wszyscy pozostali mieszkańcy domu byli na nogach. Co tylko dowiodło temu, że mam pecha do kwadratu.

Rozdział XV

  Nie wiem, jak znalazłam się w domu. Nie wiem, co robiłam jeszcze pięć minut temu. Nie wiem, kim jestem. Nic nie wiem.
  Jedynym uczuciem, jakie mnie wypełnia, jest żal. Przejmuje kontrolę nad moim rozumem. Czuję, jak do głowy napływają mi wspomnienia, boleśnie przypominając o wydarzeniach minionych lat.

  Jesień. Szaleńczy bieg. Krzyki. Wzajemne tarcie dwóch samochodów. Krew. Kości.

  Lato. Sypki ryż we włosach. Miętowa suknia ślubna ozdobiona mnóstwem kamieni szlachetnych. Fałszywe uśmiechy. Kamery śledzące każdy ruch.

  Wiosna. Marmurowe schody. Stukot szpilek. Pożegnalne ukłony. Ukrywane zadowolenie zgromadzonych.

  Zima. Miękkie siedzenia w pociągu. Bilet spoczywający na kolanach.

- Przestań! - do rzeczywistości przywraca mnie mój własny głos, przepełniony strachem. Łzy rozmazują mi obraz. Duszę się.

  Nagłe uczucie ciepła rozlewa się po moim ciele, każąc otworzyć mi oczy. Otoczenie jest coraz wyraźniejsze. Pierwszą rzeczą, jaką dostrzegam, jest zmartwiona twarz YooKyo.

  Głęboko oddycham. W ustach wyczuwam metaliczny posmak krwi. Przepocona koszulka przykleja się do mojego ciała.

  Obok swojego ucha słyszę ciche westchnięcie. Spoglądam na osobę, która trzyma mnie w ramionach. Brązowe włosy opadają mu na czoło. Mimowolnie odgarniam je ręką, by móc ujrzeć piękne, ciemnobrązowe tęczówki, wpatrujące się we mnie z politowaniem.

  Mężczyzna wstaje z podłogi i, niosąc mnie na rękach, zanosi do pokoju. Kładzie mnie na łóżku, składa delikatny pocałunek na moim czole, po czym okrywa mnie kołdrą i wychodzi z pomieszczenia. Zamykam powieki. Czuję ogromne zmęczenie, dlatego pozwalam powiekom opaść i ukryć świat przed moimi oczami. Pogrążam się we śnie, nie będąc już niepokojoną przez koszmary przeszłości.

                                                                          ***

  Wracam do salonu, gdzie nadal przebywa Kwon. Nie sądziłem, że przyjedzie, w dodatku z dzieckiem, ale, nie chcąc być niemiłym, zaprosiłem ją do mieszkania.

  Pojechałem po LeeNę, bo naprawdę się martwiłem. Nie wracała do domu, mimo iż próba miała skończyć się o szesnastej. Kiedy nie zastałem jej w wytwórni, byłem bliski paniki. Nigdy bym się do tego nie przyznał, ale bałem się, że zwyczajnie ucieknie. Jeśli była gotowa samotnie wybrać się do Tokio, mogła zdobyć się na wszystko.

- Nie sądziłam, że jest z nią aż tak źle - szepcze brunetka, nie mogąc wyjść z szoku, spowodowanego zachowaniem przyjaciółki. Zapewne nie była świadkiem jej poprzednich ataków, które były o wiele gorsze.

- Uwierz mi, bywało gorzej - patrzy na mnie ze zdziwieniem. Nerwowo bawi się palcami. - Wiem, że to dla ciebie dziwne, ale ja już do tego przywykłem. Myślisz, że dlaczego pojechałem za nią aż tutaj? - uśmiecham się półgębkiem, po czym siadam na kanapie.

- Więc to dlatego przyjechała do Tokio. Prawda? - spuszcza głowę, widząc moje przytaknięcie. - Co ze mnie za przyjaciółka? Nie potrafię nawet dochować tajemnicy, nie wspominając o pomocy. Nie ma mnie przy niej, gdy ona tego potrzebuje. Tak, jak nie było mnie przez całe pięć lat. Pieprzona duma! - mówi, zalewając się łzami.

  Nienawidzę łez, ale nie wypada, bym jej przerywał, czy ją pocieszał. To nie moja działka. Moim zadaniem jest jedynie zająć się Jeon.

  Dziewczyna dochodzi do siebie i ociera łzy. Uczucie ulgi opanowuje moje, do tej pory ściśnięte, gardło. Nie wytrzymałbym, gdybym musiał zająć się i nią.

  Mija kilka chwil. Zaczynamy rozmawiać. Szczerze i o wszystkim. Wiem, że potrzebuje tego nie tylko YooKyo, ale i ja.

  Upływ czasu jest dla nas wyjątkowo niekorzystny. Kończę naszą konwersację, widząc, iż zegar pokazuje czwartą nad ranem.

- Mimo wszystko... Cieszę się, że LeeNa wybrała ciebie. Dobranoc - Kwon macha ręką na odchodne, ziewając i udając się do sypialni.

  Upewniam się, że dotarła do wyznaczonego pokoju, samemu przygotowując się do pracy.

  Standardowo wypijam kawę, po czym włączam telewizor w celu obejrzenia najświeższych wiadomości. Po porannej rutynie zaglądam do łazienki, decydując się na szybki prysznic. Przebieram się w czarne spodnie i koszulę, spryskuję się perfumem, a następnie ostatni raz sprawdzam, czy aby na pewno dziewczyny śpią.

  Widząc brunetkę przytuloną do jedynej córki, wzdycham. Dziecko byłoby ziszczeniem moich najskrytszych marzeń, jednak nie chcę narazić LeeNy na niepotrzebny stres. Wystarczająco w życiu przeżyła, by dokładać jej wrażeń.

  Zresztą... Ona też jest jak dziecko. Trzeba się nią zajmować, mieć ją na oku i poświęcać jej większość uwagi. Jak na razie muszę zadowolić się właśnie tym.