niedziela, 25 grudnia 2016

Rozdział XIX

Nie wydaje mi się dziwnym to, w jaki sposób skończyła się tamta noc. Fakt, że przeżyłam swój pierwszy raz z osobą poznaną zaledwie kilka dni wcześniej tylko utwierdza mnie w przekonaniu, jak głupia byłam. Dałam się zwieść miłym słówkom.
Może zrobiłam to, bo potrzebowałam pocieszenia, a Luhan jako jedyny potrafił mi je zapewnić. Może dlatego, że chciałam poczuć się kochana. Może po to, by choć na chwilę przestać myśleć.
Jestem pewna, że każde z tych wytłumaczeń jest dobrą odpowiedzią. Przekonałam się o tym, kiedy blondyn złączył nasze dłonie w chwili, w której oboje wykrzykiwaliśmy swoje imiona.
***
Kiedy rano się obudziłam, chłopak nadal leżał obok mnie. Bardziej spodziewałam się, że w pośpiechu zbierze swoje rzeczy i ucieknie, byle tylko nie musieć spoglądać mi w oczy. Zapomniałam o pewnym istotnym fakcie - chińczyk nie był tchórzem, a działania, jakie podejmował, może nie do końca przemyślane, były dowodem na jego pewność siebie (i wrodzoną głupotę w niektórych sytuacjach).
Swoją drogą... Czy mogę o dwudziestopięcioletnim osobniku płci męskiej powiedzieć "chłopak"? Ten wiek zakrawa już o mężczyznę.
Popatrzyłam na chłopaka mężczyznę przedstawiciela płci przeciwnej i doszłam do wniosku, że jednak wciąż będę używać pierwotnej formy. W końcu faceci nigdy nie wyrastają z krótkich spodenek, a jego przypadek był na tyle skomplikowany, że i tak nie doszłabym do żadnych konkretów.
Zastanawiając się nad sensem nazywania go w ten czy inny sposób, nie spostrzegłam, że blondyn również uchylił powieki i wpatrywał się we mnie z niezrozumieniem.
- Aż tak ci się podobam? - zapytał ironicznie, przerywając ciszę panującą w pokoju. Mimo delikatnego głosu, którego był szczęśliwym posiadaczem, naprawdę się przestraszyłam, co tylko dodatkowo go rozbawiło.
Uderzyłam pięścią w jego ramię, chcąc zmyć uśmiech z tej ładnej twarzyczki, lecz z marnym skutkiem. Westchnęłam, kręcąc głową na boki.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam wycofywać się z łóżka. Myślę, że przypominało to niezbyt zgrabne sunięcie gąsienicy, zgiętej pod kątem prostym, z paraliżem górnych partii ciała.
Mój towarzysz zmarszczył brwi, patrząc na moje poczynania.
- Wybierasz się gdzieś?
Zerknęłam na niego, udając zastanowienie. Przyłożyłam palec do głowy i uniosłam wzrok, intensywnie myśląc.
- Hmm... - wydałam cichy pomruk. - Może do szkoły?
Luhan przewrócił oczami, wtulając się w poduszkę i na powrót przymykając oczy. Otulił się kołdrą, mimo upału panującego na zewnątrz i, najprawdopodobniej, znów pogrążył się we śnie.
Wstałam z posłania, podchodząc do torby pozostawionej na krześle, znajdującym się obok łóżka. Wyciągnęłam z niej białą koszulkę z czarnym napisem, legginsy i czarne trampki, czyli strój, w którym najwygodniej mi się tańczyło. Ze względu na ostatnie wydarzenia zamierzałam wypaść na konkursie najlepiej, jak potrafiłam. Chciałam udowodnić Jungkookowi i samej sobie, że w ogóle się tym nie przejmuję.
Mniej-więcej orientując się w planie mieszkania, udałam się do kuchni. Przygotowałam śniadanie, składające się z płatków kukurydzianych i mleka. Po zjedzeniu posiłku, odstawiłam miskę, której użyłam, do zlewu, by następnie przejść do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam zęby, ogarnęłam siano, jakie wytworzyło mi się na głowie po potraktowaniu włosów szamponem i ubrałam się we wcześniej przygotowane rzeczy. Na koniec nałożyłam odrobinę kremu BB na twarz i posmarowałam usta błyszczykiem. Gdy byłam gotowa, coś kazało mi spojrzeć na zegarek. Nie było to złe posunięcie, wręcz przeciwnie - dzięki temu dowiedziałam się, że już nie zdążę na otwarcie konkursu.
Szybko spakowałam butelkę wody, drożdżówkę i ubrania na zmianę do torby, po czym poszłam do sypialni. Szturchnęłam śpiącego chłopaka, który w odpowiedzi jedynie złapał mnie za rękę, kładąc ją sobie pod głowę. Musiałam przyznać, że było to urocze, ale nie mogłam sobie pozwolić na chwile czułości. Dyrektorka pewnie i tak była już bardzo zdenerwowana moją nieobecnością w szkole. Nie miałam zamiaru narażać się na jej gniew.
- Lu, podwieź mnie do szkoły - ponownie potrząsnęłam jego ramieniem, tym razem używając do tego drugiej ręki. Wspomniany otworzył oczy i zaspanym, pełnym pretensji spojrzeniem dał mi do zrozumienia, że właśnie przerwałam mu wspaniały sen.
- Nie możesz pójść na pieszo? Albo zostać tutaj? - powiedział, ziewając i powoli zakładając na siebie czarne spodnie. Na ramiona naciągnął białą koszulę i, nie kłopocząc się z jej zapinaniem, poszedł do kuchni. Widząc, jak mozolnie przygotowuje sobie śniadanie, byłam pewna, że pani Seong jeszcze tego samego dnia usunie mnie z funkcji przewodniczącej i już nigdy nie pozwoli mi objąć podobnego stanowiska. A to wszystko z powodu "drobnego", jak to określił blondyn, spóźnienia.
***
- Naprawdę musiałeś przejeżdżać ulicą, na której zawsze są korki? Dzięki tobie mam już półtorej godziny spóźnienia - wytknęłam Luhanowi, kiedy wysiedliśmy z czarnego hyundaia. Właściciel pojazdu odparł sarkastycznie:
- Nie musisz dziękować.
Zacisnęłam zęby, nie chcąc bardziej się denerwować. Weszliśmy do budynku, kierując się do auli, w której od dobrych sześćdziesięciu minut odbywał się konkurs.
Cisza między nami odrobinę mnie denerwowała, a że nie miałam nic lepszego do powiedzenia, wybąkałam:
- Wiesz, nawet ten zastój w korku mogę ci wybaczyć. Ale nie rozumiem, po co odstawiłeś się jakby właśnie trwał Chuseok. Gdybyś nie szykował się Bóg wie, ile, zapewne byśmy zdążyli.
Chłopak nie przejął się moimi słowami, i, dla "lepszego efektu", poprawił koszulę, rozpinając dwa pierwsze guziki. Uniosłam wzrok do góry, modląc się o cierpliwość.
Znaleźliśmy się w sali w momencie rozpoczęcia występu szkolnego teatru. Byłam ciekawa, co mają do zaprezentowania, lecz nie było mi dane się o tym przekonać, gdyż obok nas pojawiła się dyrektorka.
- Mam nadzieję, że jest jakieś sensowne wytłumaczenie na twoją nieobecność i omal dwugodzinne spóźnienie - szepnęła złowrogim tonem, dając mi do zrozumienia, że ma mi to za złe.
Nie do końca byłam pewna, dlaczego nie przejmowałam się jej słowami. Tak, jakby zupełnie przestało mi zależeć na czyjejkolwiek opinii. Luhan za bardzo na mnie działał. Zdecydowanie.
Spoglądnęłam na niego. Najzwyczajniej w świecie rozsiadł się na jednym z krzeseł. W duchu dziękowałam JunSu za pomysł z zasunięciem zasłon na czas trwania występów. Dzięki temu choć chwilę dłużej mogliśmy zostać anonimowi.
- Proszę mi wybaczyć, pani Seong, ale miałam bardzo ważną sprawę do załatwienia. A teraz przepraszam, jednak chciałabym przygotować się do występu - wyminęłam kobietę, oddalając się od niej. Udałam się bocznymi schodami za kulisy, gdzie przebywała reszta uczniów.
Większość z nich posyłała mi pytające spojrzenia, inni w ogóle nie przejęli się moim pojawieniem. Było mi to obojętne. W tamtej chwili miałam ochotę choć raz być samolubną i zrobić coś tylko dla siebie. Wygrać, pokazać, że jestem górą w tej pieprzonej farsie.
Chciałam choć raz posmakować sukcesu, jaki osiągam sama, własnymi rękoma, bez niczyjej pomocy, dążąc po trupach, lecz do celu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz