niedziela, 25 grudnia 2016

Rozdział "X"

Czuję, że ciśnienie działające na wodę pcha mnie coraz niżej. Niemal dotykam plecami wodorostów, łaskoczących moje dłonie. Próbuję otworzyć oczy, jednak szybko je zamykam. Woda, ktora do nich napłynęła, powoduje szczypanie. Zapewne są teraz zaczerwienione. Od zawsze miałem bardzo delikatne spojrzenie, odzwierciedlające kruchość mojego wzroku.
Czy ktoś je zapamięta?
Zakładam, że za kilka chwil już nie będę mógł o niczym myśleć. Wydaje mi się to fascynujące – człowiek jest przekonany o swojej wartości, twierdzi, iż jest ona uzależniona od tego, w jaki sposób postrzega świat, lecz tak naprawdę myslenie tylko utwierdza nas w tym, że żyjemy. Gdy umieramy, wszystko nagle staje się jasne i przejrzyste. Dostrzegamy rzeczy, które są niewidoczne i nieuchwytne dla normalnych, pędzących przed siebie w pocie czoła, nieskalanych ciemnością i mrokiem całkowitego przemijania ludzi. Pozwalamy naszemu światu się zatrzymać, by inny mógł współegzystować wraz z resztą w gonitwie, zwanej życiem. Zwalniamy miejsce, by zajął je ktoś nowy. Ktoś, kto również będzie musiał to zrobić.
Sądzę, że można to nazwać rytuałem. Każdy się rodzi, każdy żyje, każdy umiera. Lecz nikt nie zwraca na to uwagi. Dla większości naszego gatunku to niepotrzebne zaprzątanie sobie umysłu bzdurami, które go nie dotyczą. Ale śmierć dotyka wszystkich, w takiej czy innej formie.
Życie nie może istnieć bez śmierci, tak samo jak dzień nie może istnieć bez nocy, jak yin nie istnieje bez yang. Ta harmonia w naturze jest bardzo bolesna i przykra, ale gdyby nasz byt w pewnym momencie się nie kończył, byłby wart tyle samo, co zgnieciona kartka papieru.
Życie jest darem. Jednak śmierć jest o wiele potężniejsza. Pozwala zakończyć to, co wydaje się cierpieniem. Umożliwia dobrnięcie do finału.
Co jest później?
Nie wiem, ale już niedługo się przekonam.
Jedynym dźwiękiem, jaki od jakiegoś czasu słyszę, jest drganie wody. Swoją drogą, ta niebieska ciecz to bardzo potężny żywioł. Potrafi zmyć z powierzchni ziemi pracę i dorobek pokoleń, pozostawiając za sobą jedynie żal i pustkę. Równie dobrze może przynieść coś, na co czekaliśmy przez długi czas.
Gdybym miał określić, jaki żywioł pasuje do ciebie, wybrałbym wodę. Zabrałaś swojemu przyjacielowi miłość, jednocześnie ofiarując swoją jemu. Byłaś niczym tsunami – z pozoru niewinna, a w rzeczywistości silniejsza niż ktokolwiek by przypuszczał.
W pewnym momencie nadeszło załamanie, z którym sobie nie poradziłaś. Każdy ma jakąś granicę. Ty swoją przekroczyłaś już dawno, lecz tego nie okazałaś. Starałaś się być dla nas wszystkich oparciem w trudnych chwilach.
Dlaczego więc nie pozwoliłaś nam być oparciem dla ciebie?
Moje ubrania już dawno nasiąknęły wodą. Przez swój ciężar ściągnęły mnie na samo dno. Wspaniałe uczucie – znajdować się kilka metrów pod powierzchnią wielkiego błękitu. W miejscu, do którego nigdy nie miałem trafić.
Zastanawiają mnie pewne rzeczy... Ile czasu minęło? Godzina? Dwie? I czy ja... nie żyję? Czy to już naprawdę koniec?
Nie mam pojęcia.
Jeśli wciąż myślę, to chyba nadal egzystuję.
W końcu, nie można nazwać życiem bycia we wiecznym letargu. Ten rodzaj homeostazy był dobry, ale nie na dłuższą metę.
Skoro mam świadomość i potrafię myśleć... Dlaczego tak jest? Co poszło nie tak?
Po raz kolejny próbuję otworzyć oczy. Udaje mi się. Ale...
Jakim cudem znalazłem się w swoim pokoju?
Przecieram oczy ręką. Rozglądam się po pomieszczeniu. Na stoliku obok łóżka leży mój telefon. Chwytam go w dłoń i spoglądam na wyświetlacz. Zegar pokazuje 3:21.
Czy to naprawdę był tylko sen? Jeśli tak, nie chcę więcej takich doświadczać.
Stwierdzam, że nie ma sensu ponownie kłaść się spać. Podnoszę się z posłania i poprawiam kołdrę, zakrywając rozkopane prześcieradło. Zmierzam w stronę kuchni. Będąc w pomieszczeniu, podchodzę do wysokiego blatu i włączam ekspres do kawy. Chwilę później rozkoszuję się smakiem karmelowego macchiato.
Słyszę pukanie do drzwi. Zdziwiony niespodziewanym gościem idę do przedpokoju, poprawiając piżamę i włosy. Drewno skrzypi pod moimi palcami, kiedy uchylam drzwi. Na tarasie stoi osoba, której najmniej się spodziewałem.
- Miło cię widzieć – mówi i uśmiecha się do mnie, bez zaproszenia wchodząc wgłąb korytarza.
- Ciebie również miło widzieć, Jimin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz