niedziela, 25 grudnia 2016

Rozdział XXVII

Minął miesiąc. Przeklęcie długi, niemiłosiernie się rozwlekający miesiąc. A po nim następny. I kolejny.
Aż nastała jesień.
Wiele się przez ten czas zmieniło. Nadal się nie widywaliśmy, choć przez kilka chwil widziałem cię na szklanych ekranach w całym mieście. Stałaś się popularna dzięki aferze o domniemanym romansie twoim i Luhana. Nie wiem, czy ze sobą sypialiście. Wydaje mi się to nieistotne.
Podobno łączył was tylko seks. I chyba to było czynnikiem, który doprowadził mnie na skraj przepaści.
Tamtego dnia wymknąłem się z domu. Ukradłem Jinowi kluczyki samochodowe i zakradłem się do jego auta. Kiedy odpaliłem silnik, czułem nagły przypływ adrenaliny. I to wystarczyło.
Jechałem w stronę mieszkania, jak mniemałem, twojego i Hana. Nie zwracałem uwagi na prędkość, z jaką prowadziłem pojazd. Najważniejsze było to, że chciałem z tobą porozmawiać. Przeprosić. Przywrócić wszystko do normy.
Mijałem słupy z sygnalizacją świetlną, obwieszczające krzykliwą czerwienią, bym się zatrzymał. Ale ja brnąłem dalej, jakby od tego zależało moje życie. Omijanie nakazów i zakazów wychodziło mi najlepiej.
Gdy zauważyłem samochód ze znajomą rejestracją, byłem odrobinę zaskoczony. W końcu co piosenkarz miałby robić w środku miasta, jadąc w przeciwnym do mojego kierunku?
Olśnienie.
Moje spojrzenie spoczęło na drodze. Jechałem pod prąd. Nie wiedząc kiedy, zboczyłem z normalnej trasy i pędziłem wprost na inne auta.
Zaskoczenie.
Przed sobą miałem tak znienawidzone przez siebie numerki, wskazujące na właściciela czarnej kii. Lecz spostrzegłszy kierowcę, przeżyłem szok.
Czarna koszulka ze zwykłym, spranym nadrukiem.
Rudawe kosmyki, popychane wiatrem.
I wreszcie... brązowe, roziskrzone tęczówki. Wtedy pełne strachu.
Jimin był zdezorientowany, nawet bardziej niż ja. Czego miałem się spodziewać, radości, że za chwile może zginąć?
Działałem jak w amoku. Nie zwolniłem, ani nie przyspieszyłem. Co mną kierowało? Moja nieodłączna towarzyszka - głupota, która aż do bólu oślepiła mnie swą siłą. Górowała nade mną. Śmiały się ze mnie razem z zazdrością, czyniąc z mej osoby kolejnego nieszczęśnika, ofiarę, uwikłaną w zbyt zagmatwaną sieć kłamstw, domyśleń i niespełnionych pragnień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz