wtorek, 3 maja 2016

Rozdział III

Rozdział dedykuję moim dwóm kochanym czytelniczkom - ARMY i MariAnne <3
Z racji tego, że tym razem rozdział jest trochę dłuższy, przez jakiś czas nie będę publikować. Ale nie za długo, żebyście mnie nie pobiły :)


Mam nadzieję, że się spodoba :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


LeeNa


  Wyciągnęłam klucze z torebki i włożyłam jeden z nich do zamka. Szarpnęłam za klamkę i weszłam do mieszkania.
  Od razu poczułam, że coś nie pasuje mi w pierwszym pomieszczeniu, jakim był przedpokój. Rozejrzałam się. Kolor ścian ten sam – beżowy. Meble te same – wykonane z drewna koloru kawy z mlekiem, do której jeszcze nie dodano mleka. Moją uwagę przykuły dwie dodatkowe pary butów, stojące na małym chodniku. Pewnie Jungkook kogoś do nas zaprosił – pomyślałam.
  Udałam się do salonu, w którym, na szczęście, również nic się nie zmieniło. Czasem naprawdę bałam się zostawiać mojego brata samego w domu. Nigdy nie było wiadomo, co wykombinuje tym razem...

- Cześć, noona! - Cookiś rzucił mi się na szyję, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Wtedy ujrzałam dwóch chłopaków, mniej więcej w moim wieku, którzy stali tuż obok nastolatka.

- Hej. Widzę, że mamy gości. Mogłeś do mnie zadzwonić, kupiłabym więcej jedzenia – zbeształam czarnowłosego i lepiej przyjrzałam się pozostałej dwójce. - Nazywam się Jeon LeeNa i jestem siostrą tego kosmity.

- Cześć – przywitał się rudowłosy. - Nazywam się Park JiMin, ale możesz mi mówić Jimin. A to Min YoonGi, inaczej Suga.

  Skinęłam obu głową i zsunęłam torbę z książkami z ramienia. Położyłam ją koło sofy, natomiast na stole postawiłam papierową torbę z zapakowanym kimchi.

- Mamy nadzieję, że nie będziemy problemem – odezwał się brązowowłosy.

- No co ty! Miło mi widzieć kogoś normalnego w tym domu.

Na moje słowa Marchewa, jak zaczęłam nazywać Jimina, wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Nie chcę cię martwić, lecz to tyczyło się tylko twojego kolegi. Nie jestem pewna, czy zauważyłeś, ale wyglądasz, jakbyś właśnie wylał na siebie karton soku pomarańczowego.

  Chłopak posmutniał. Podeszłam do niego i poczochrałam jego włosy.

- Nie bierz tego do siebie. Po prostu nie lubię osób, które tak afiszują się ze swoim wyglądem – uśmiechnęłam się do niego. - Ale ogólnie to wydaje mi się, że jesteś całkiem w porządku. Zresztą, co ja mówię. Każdy jest w porządku w porównaniu do Cookisia.

- Nie nazywaj mnie tak – mruknął Jungkook.

- Pasuje ci, Cookiś – stwierdził Min. Wybuchnęłam śmiechem, widząc mord w oczach mojego brata.

- Jeszcze nigdy ci tego nie mówiłam, ale w końcu nadszedł ten dzień. Chociaż raz zrobiłeś coś mądrego – przyprowadziłeś tutaj ludzi, z którymi mogę się dogadać. Klękajcie narody, oto i Wielki Mistrz Podrywu pomyślał nie tylko tym, co ma w spodniach. Oby zdarzało się więcej takich sytuacji.

  Miałam wrażenie, że za chwilę popłaczę się ze śmiechu. Tego samego stanu byli bliscy nasi goście.
Jednak obiekt moich żartów nie wyglądał na rozbawionego.

- Ja przynajmniej mam swoje życie prywatne i robię coś oprócz siedzenia w szkole i pracy.

- Czy ktoś powiedział, że ja go nie mam? Jeszcze dużo o swojej siostrze nie wiesz, Cookiś. Poza tym, lepiej nie wdawaj się ze mną w wymiany zdań, bo przestanę ci pomagać z pisaniem tekstów.

- Wiedziałem, że coś jest nie tak z piosenkami, które przynosisz – powiedział olśniony Jimin.

- W jakim sensie? - zmarszczyłam brwi.

- Były zbyt dobre jak na naszego maknae.

- Dziękuję – posłałam mu uśmiech i poszłam do kuchni. - Chcecie coś do picia?

- Nie, ja dziękuję – odmówił Suga.

- Ja również.

  Spojrzałam na nich i wzruszyłam ramionami. Podeszłam do lodówki, skąd wyciągnęłam schłodzony kwas cytrynowy. Nalałam go do czterech szklanek, które ustawiłam przed sobą. Z szuflady wyjęłam małą łyżkę, a z szafki nad nią pojemnik z cukrem. Wsypałam do każdego napoju po dwie łyżeczki białego proszku i wymieszałam, zalewając ciepłą wodą.

- Pijcie. Wiem, że bardziej pomogłaby wam woda z miodem, ale jej kompletnie nie lubię, więc musicie się zadowolić tym.

- Skąd wiesz, że potrzebujemy czegoś takiego? - spytał zaciekawiony YoonGi.

- Zgaduję, że jesteście członkami BTS. Zapewne dużo pracujecie ustami, a już na pamięć znam te wasze przepisy na uzdrawiające i magiczne miksturki, dlatego pomyślałam, że to się wam przyda.

  Mój brat i jego przyjaciele się zarumienili, a ja dopiero wtedy uświadomiłam sobie, co przed chwilą powiedziałam. Klepnęłam się otwartą dłonią w czoło.

- Przepraszam. Nie to miałam na myśli. Chodziło o to, że jako wokaliści męczycie swoje struny głosowe i... Dobra, nieważne – machnęłam dłonią.

- Nie wszyscy z nas są wokalistami – puścił mi oko Min. - Ja jestem raperem.

- Naprawdę? - rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. - O mój Boże... To ty napisałeś tekst do "Let Me Know" i "Tomorrow"?

Przytaknął.

- Zawsze podziwiałam raperów. Sama też chciałam robić coś związanego z tym kierunkiem, ale się nie udało – wyjrzałam z nostalgią za okno.

  Jeszcze pięć lat temu zadebiutowanie jako profesjonalna raperka albo tancerka było moim największym marzeniem. Jednak na przeszkodzie stanął wypadek mojej mamy. Wracała z pracy, rozmawiała ze mną przez telefon, a jakiś nastolatek wjechał na chodnik, potrącając ją. Zmarła w wyniku krwotoku wewnętrznego. Nawet nie zdążyłam się z nią pożegnać, bo słyszałam tylko odgłos przerwanego połączenia...
  Z letargu przebudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Jungkook wybiegł z kuchni i otworzył drzwi.

- Hej! - chyba w całym mieszkaniu dało się słyszeć jego rozentuzjazmowany głos.

  Zaciekawiona, kto znów przyszedł, opuściłam pomieszczenie i udałam się do przedpokoju.

- Cześć! - przywitał się ze mną nieznajomy blondyn. - Zostaliśmy zaproszeni przez maknae – wyjaśnił.

- Okej. Naprawdę, mogłeś zadzwonić, że odwiedzą nas twoi kumple – pokręciłam głową nad niedomyślnością brata.

- Nie wiedziałem, że masz dziewczynę – zlustrował mnie jeden z nowoprzybyłych.

- Ja... jego... dziewczyną? - niekontrolowany napad śmiechu zmusił mnie do robienia dłuższych przerw między wyrazami. Zgromadzeni nie ukrywali zdziwienia.

- Można wiedzieć, kim w takim razie jesteś?

- Jestem starszą siostrą Goldena. Nazywam się LeeNa. Miło mi.

- Mnie również. Nazywam się Kim NamJoon i jestem liderem zespołu. Natomiast reszta to Kim Taehyung, czyli V, Jung HoSeok, inaczej J-Hope, oraz Kim SeokJin – wymieniliśmy się ukłonami.

- Nareszcie mogę poznać was wszystkich. Nie mogę uwierzyć w to, że widzimy się po raz pierwszy.

- Widzisz, noona? Tobie też zdarzają się chwile nieodpowiedzialności. A co, jeśli któryś z nich byłby narkotykowym dilerem? - mimo groźnego spojrzenia NamJoona, Cookie nie mógł się powstrzymać.

- Pozwoliłabym mu cię sprzedać razem z towarem – odgryzłam się mu. Towarzystwo zachichotało. - Chodźcie do salonu – zwróciłam się do chłopaków. - Za chwilę odgrzeję nam kimchi. Uprzedzam, że jestem kompletną łamagą w gotowaniu, dlatego lepiej nie wchodźcie do kuchni, kiedy ja tam przebywam.

- To i tak nic w porównaniu do tego, ile rzeczy psuje Rap Mon. Przy nim czas życia skraca się co najmniej o połowę – zaśmiał się HoSeok, a ja mu zawtórowałam.

W czasie naszej rozmowy zdążyliśmy przenieść się do wcześniej wymienionego pokoju.

- Nie przesadzaj, Jung.

- Jakie nie przesadzaj? A co z półką w łazience?

- To był czysty przypadek – próbował wytłumaczyć się lider.

- Te przypadki zdarzają się zawsze wtedy, gdy akurat ty znajdujesz się w pobliżu.

  Nie chciałam przerywać ich przekomarzań, więc zwyczajnie wróciłam do kuchni. Poprosiłam brata, żeby przyniósł papierową torbę, w której znajdowało się jedzenie.
  Kilka sekund później patrzyłam, jak na powrót staje się ciepłe, podkręcając temperaturę w mikrofalówce do maksimum. Nałożyłam go po trochu na osiem białych talerzy, jednocześnie włączając radio. Było ustawione na jakąś rockową stację. Właśnie leciał jeden z moich ulubionych kawałków – "Torisugita kisetsu no sora de". Wsłuchując się w melodię, stwierdziłam, że siódemka zmęczonych idoli nie naje się tak drobnymi porcjami.
  Znów podeszłam do lodówki. Popatrzyłam na jej zawartość. Po chwili zastanowienia wyciągnęłam z niej ser, szynkę i sos czosnkowy. Przygotowane kimchi zawinęłam w plasterki wędliny. Całość posypałam startym serem i posmarowałam sosem. Byłam w miarę zadowolona z efektu, lecz nadal czegoś brakowało...
  W mojej pamięci przewinął się makaron z wodorostami, który przygotował mój brat na kolację poprzedniego dnia. Odgrzałam go i dodałam do dania.
  Oceniłam potrawę jako 'znośną'. Zaniosłam cztery talerze do salonu. Położyłam je przed SeokJinem, YoonGim, NamJoonem i HoSeokiem. Zrobiłam jeszcze jedną rundę, przynosząc ze sobą wszystko, co potrzebne.

- Smacznego! - życzyłam wszystkim, kiedy już wygodnie rozsiadłam się na macie.

- Jedzonko... - zamruczał różowowłosy, zaczynając jeść. Z tego, co pamiętałam, nazywał się Taehyung.

  Spoglądałam na nich wszystkich, czując rosnące podekscytowanie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że oni też byli normalnymi ludźmi, ale to było coś innego niż podziwianie zespołu. Wydawało mi się, jakbym poznawała drugą rodzinę Jungkooka, co było dla mnie niezmiernie ważne. Na pierwszy rzut oka nie byli źli. Dawało mi to nadzieję na trwałość nici porozumienia, jaka się między nami wytworzyła.

- Dziękujemy! - krzyknęli chórem, gdy skończyli posiłek.

- Ja również dziękuję – odpowiedziałam, zbierając puste talerze. Cookie, który również miał jako takie obowiązki w domu, przejął je ode mnie i zaniósł do kuchni. Doprowadził do porządku stół i wrócił na swoje miejsce.

- Nie było takie złe – skomentował.

- Cieszę się – uśmiechnęłam się. Chciałam zapytać, czy chcieliby teraz w coś zagrać, albo gdzieś wyjść, kiedy zadzwonił telefon. W pokoju rozbrzmiał dźwięk mojego dzwonka – "Might Just Die". Wzięłam urządzenie do ręki i odebrałam połączenie.

- LeeNa! Przepraszam, jeśli przeszkadzam, ale to pilne – usłyszałam głos JunSu po drugiej strony.

- Co się stało?

- Pani HyeRim wyszła ze szkoły godzinę temu. Zapomniałem, że dziś ma zajęcia indywidualne i nie oddałem jej kluczy.

- Trudno. Możesz zostawić klucze YooKyo, jutro się z nią widzę.

- Okej. Jest jeszcze jedna sprawa...

- Co znowu?

- Dyrektorka przeniosła termin konkursu talentów.

- Na kiedy?

- Na wtorek.

- Nie zdążymy. Próbowałeś z nią porozmawiać?

- Tak, ale wiesz, jaka ona jest. Coś poględziła, że mógłbym bardziej przyłożyć się do swoich obowiązków i nie przejmować się jakimiś głupimi konkursami.

- Nie rozumiem tej kobiety – pokręciłam głową. - Dobra, zostaniemy w poniedziałek po lekcjach i wszystko przygotujemy.

- Postaram się zastanowić nad jakąś koncepcją.

- Dzięki. Do poniedziałku – rozłączyłam się i odłożyłam telefon. Rozmyślałam chwilę nad tym, co miałam zamiar zaproponować BTS. - Mam do was pytanie. Robicie coś ważnego w poniedziałek?

- To jest dzień przed tym konkursem w naszej szkole, co nie?

- Wiedziałeś i nic mi nie powiedziałeś? - uniosłam lewą brew i wzięłam uspokajający oddech.

- Zapomniałem – przyznał Jungkook, uciekając wzrokiem i drapiąc się z zakłopotaniem po karku.

- Okej. Rozumiem. A teraz, jako dbająca o twoją edukację noona, muszę kazać ci odrobić lekcje. Nauczysz się ładnie na sprawdzian z chemii, rozwiążesz zadanie z angielskiego i pójdziesz spać. Zero sprzeciwów, Cookiś – popatrzyłam na niego z błyskiem w oku.

- Noona, jutro – zawył.

- Nie. Dziś. Zostaw nas na moment, bo muszę przeprowadzić dojrzałą rozmowę z odpowiedzialnymi chłopakami – popchnęłam go lekko w stronę drzwi prowadzących do jego pokoju. Zatrzasnęłam je za nim. - Wracając do meritum... Macie jakieś ważne plany na ten dzień?

Lider chwilę myślał, po czym zajrzał do kalendarza.

- Mamy wolny weekend, jak zawsze, i dodatkowe dwa dni po nim. Między innymi przez wzgląd na konkurs.

- To świetnie! Jeżeli nie macie nic przeciwko, moglibyście pomóc mnie i mojemu koledze w przygotowaniu sali? Będzie z tym sporo roboty, a nie znajdę nigdzie dodatkowych rąk do pracy, bo wątpię, żeby ktoś był chętny – przewróciłam oczami i wykrzywiłam twarz w grymas.

- Ja, niestety, nie mogę – odezwał się J-Hope. - O 14 jestem umówiony z rodzicami.

- Rozumiem. Jeśli nie macie ochoty, to mówcie. Nie obrażę się.

- Co nam szkodzi? - wzruszył ramionami NamJoon.

- Super! A teraz powiedzcie, co chcecie robić, bo mi się strasznie nu... - przerwał mi telefon. - Czego? - warknęłam.

- Lee, z tej strony YooKyo. JunSu przekazał mi klucze, ale jutro nie będę mogła do ciebie przyjść. Idę na zlot kpopers o 10. Mam nadzieję, że to nie problem.

- Nie, ależ skąd. Jedyne, co przeszkadza mi w twoim planie to fakt, że mnie nie uprzedziłaś, a mam opłaconą salę w BHE. Ale to tylko mały, nic nieznaczący szczegół.

- Przepraszam, unnie. Moja mama dowiedziała się o tym dopiero wczoraj i to dlatego.

- Powiedz, że nie zabierasz ze sobą MiSoo – byłam bliska płaczu. Naprawdę. Nie znosiłam tej dziewczyny, ale miała ogromny talent. Nie można zaprzepaścić takiej szansy, jak możliwość jego rozwoju.

- Ekhm... - chrząknęła. - Już ją zaprosiłam i głupio by było, gdybym teraz to odwołała.

  Spuściłam głowę. W moim sercu szalała bezsilność i złość tak silna, że miałam ochotę zacząć tupać nogami. Albo porządnie komuś przyłożyć.

- Odpuszczam wam jeden, jedyny raz. Jeśli na następnych zajęciach was nie zobaczę, to przysięgam, że skończycie jako marne roślinki w szpitalu. Czy to jasne?

- Dzięki, Lee! Jesteś wielka! Kocham cię! - krzyczała przez telefon dziewczyna.

Odsunęłam komórkę na bezpieczną odległość od ucha. Kilka pisków i mogłam z powrotem ją przybliżyć.

- Pamiętaj, że to pierwszy i ostatni raz. Nie pozwolę na to, żeby dwie najlepsze uczennice zmarnowały swój talent. A klucze zostaw w mojej skrzynce na listy.

- Dobrze. Do zobaczenia, unnie!

  Odetchnęłam z ulgą i weszłam do pokoju brata.

- Dongsaeng! Zostawiam ci tą cenną komórkę. Gdyby ktokolwiek dzwonił, powiedz, że nie ma mnie w domu albo... Zresztą, wymyślisz coś.

- A podobno miałem się uczyć – westchnął.

- To ci nie przeszkodzi w nauce – podeszłam do drewnianego biurka, przy którym siedział. - Jak ci idzie?

- Opanowałem materiał dotyczący kwasów, ale soli kompletnie nie ogarniam – przetarł twarz dłońmi.

- Spróbuj sam zrozumieć, a później napisz to wypracowanie na angielski. Jeśli będziesz miał problemy, jutro ci wytłumaczę.

- Dobrze. Noona?

- Tak? - chciałam wyjść, lecz zostałam zatrzymana.

- Możesz ich gdzieś zabrać? Dawno nigdzie nie wychodziliśmy, a to będzie dobra okazja, żeby się trochę rozerwali.

- Skoro tak twierdzisz... Pójdę z nimi na boisko. Może będą chętni, żeby zagrać w koszykówkę?

Wróciłam do salonu i zaczęłam mówić:

- Wiem, że fajnie się siedzi, ale musimy wziąć się za waszą rozrywkę. Przyznajcie, kiedy ostatni raz robiliście coś tylko i wyłącznie dlatego, że właśnie tego chcieliście w danej chwili?

- Tworzymy muzykę, a to coś, co sprawia nam przyjemność w każdej chwili – skomentował lider.

- Okej. Chodziło mi o to, kiedy ostatnio graliście w jakąś grę, albo malowaliście, nie wiem, cokolwiek, co nie było dla fanów, dla biznesu. Coś tylko i wyłącznie dla was – wytłumaczyłam.

- Od debiutu tylko kilka razy zdarzyło nam się grać w siatkówkę i inne gry, albo czytać. Ale to doprawdy rzadkość.

- Dlatego wyciągam was z domu! Idziemy na boisko, na którym nauczyłam się grać w koszykówkę. Jestem pewna, że się wam spodoba – popatrzyłam na nich zachęcająco.

Pierwszy wstał Suga.

- W sumie, to lubię kosza. To dobra okazja, więc chyba nie będzie tak źle, jeśli pójdziemy.

Chłopcy się z nim zgodzili i również podnieśli się ze swoich miejsc. Każdy z nich ubrał czapkę lub bandanę, żeby nie było widać ich twarzy. Szybko wpadłam do mojego pokoju i przebrałam się w luźną, białą koszulkę z krótkim rękawem i napisem "Damn" oraz krótkie, czarne spodenki.

- No, to idziemy! - zarządziłam, otwierając drzwi.

  Drogę prowadzącą na boisko przebyliśmy w całkowitym milczeniu, co mi nie przeszkadzało. Była to miła odmiana, w porównaniu do szkoły i pracy, w których ciągle było głośno.
Gdy dotarliśmy na miejsce, ogromny zegar wiszący na frontowej ścianie szkoły wybijał 20. Niebo miało przyjemną, różowo-niebieską barwę, a zachodzące słońce dodawało uroku temu widokowi.

- Podzielcie się na dwa zespoły, ja będę siedzieć i się przyglądać.

- Naprawdę? Wyciągnęłaś nas tutaj i będziesz na nas patrzeć, podczas gdy my musimy biegać jak szaleni z piłką? - westchnął Jimin.

- Dokładnie. Punkt dla ciebie, Marchewko – uniosłam kciuk do góry.

ChimChim załamał nade mną ręce.

- Już nie mam siły do życia, kobieto, a co dopiero do grania! Ja chcę spać!

- Oj, weź. Zrób to z myślą o tym, że przekonasz mnie o swoim uroku osobistym. Nie wiesz, że niektóre dziewczyny lecą na takich facetów? - próbowałam go przekonać.

- Niech ci będzie – westchnął.

  Po krótkiej naradzie doszliśmy do wniosku, że drużyny będą wybierane poprzez "Kamień, papier, nożyce". Kapitanem jednej drużyny był Jin, natomiast drugiej – V. Wszyscy, którzy wygrali pierwszą rundę, trafiali do zespołu najstarszego członka. Reszta musiała się pogodzić z porażką i przyjąć do świadomości to, że są w grupie z najmłodszym (w tamtej chwili) chłopcem.
Składy uformowały się następująco: pierwsza drużyna – Jin x Rap Monster x Jimin, oraz druga – V x J-Hope x Suga.
  Wzięłam do ręki jedną z piłek ułożonych w pojemniku na sprzęt sportowy i poszłam z nią na środek boiska. Po mojej lewej stronie ustawił się Jin, a po prawej – Suga.
  Wyrzuciłam piłkę w powietrze. Dłoń brązowowłosego od razu ją zgarnęła i tak rozpoczęła się gra. Widząc, że rywalizacja i współpraca sprawiają przyjemność BTS, cieszyłam się jak małe dziecko, które właśnie dostało największego misia w sklepie.
  Obserwowałam ich przez dłuższy czas. Zaniepokoiła mnie dziwna postawa Jina, który chwilę później upadł na ziemię i złapał się za kostkę.

- Kurwa – dobiegło mnie jego przekleństwo.

Podbiegłam do niego i pomogłam mu wstać.

- Chcesz chwilę odpocząć? - zapytałam, a on tylko pokiwał głową. Zaprowadziłam go na trawnik. - Posiedź tu chwilę i pomasuj kostkę w miejscu, w którym najbardziej cię boli – poleciłam mu i wróciłam do chłopaków. - Nie chcę wam przerywać gry, dlatego zagram za niego.

- Jesteś pewna? - spojrzał na mnie rudowłosy z powątpiewaniem, na co ja przybrałam niepewną minę.

- Tak.

  Moja taktyka w grze była prosta – udawać, że nie umiem grać, przepuszczać piłki, a później zdobyć jak najwięcej punktów.
  Po raz kolejny piłka znalazła się na środku, lecz tym razem wyrzucał ją lider. Przejął ją Jimin. Spróbował mi ją podać, ale specjalnie to przepuściłam.

- Przepraszam, Park. Nie zauważyłam, że to było do mnie – zaczęłam przepraszać.

- Nic się nie stało – uśmiechnął się.

  Znów graliśmy. Gdy YoonGi znalazł się obok kosza i prawie rzucił, ja wybiłam piłkę i zaczęłam nią kozłować. Dotarłam na drugi koniec boiska, ścigana przez osobę, której wytrąciłam wygraną z ręki. Jako pierwszy wyszedł z szoku spowodowanego przez widok mojej gry. Chciał odebrać mi piłkę, ale byłam nieustępliwa. Cofnęłam się do środka pola i rzuciłam, zdobywając tym samym 3 punkty dla mojej drużyny.

- Oszukałaś nas – wytknął mi NamJoon.

- Takie życie – wzruszyłam ramionami.

  Po piętnastu minutach gry miałam za sobą trzy celne rzuty z bliska i jeszcze jeden z połowy. Kiedy większość słaniała się na nogach, ja nadal goniłam za piłką razem z Minem. Koniec końców, nikt nie wygrał, bo SeokJin ogłosił remis. Nie byłam z tego zbyt zadowolona. Wolałam wszystko doprowadzać do ostateczności. Nie tylko ja miałam podobny pogląd na sprawę.

- Możemy zrobić dodatkową rundę – poddał się Kim, widząc upór w moich oczach. - Ale tylko między najlepszymi zawodnikami.

  Zgodziłam się i stanęłam na środku pola. Naprzeciwko mnie ustawił się Suga. Podaliśmy sobie dłonie i je uścisnęliśmy.
  Kolejny wyrzut piłki, otarcie potu z czoła i przejęcie kulistego przedmiotu. Jednak nie miałam tyle szczęścia, co za pierwszym razem, przez co już po chwili to chłopak świętował zwycięstwo.

- Gratuluję. Świetnie grasz, jak na rapera.

- Dzięki. Ty też całkiem nieźle, jak na dziewczynę.

- Miło to słyszeć. Chcecie iść gdzieś jeszcze, czy wracamy do domu?

- Lepiej wracajmy. Robi się późno – stwierdził NamJoon, a ja podążyłam za jego spojrzeniem. Zegar, na który spoglądał, pokazywał godzinę 21:43.

- Rzeczywiście, masz rację. Najpierw jednak byłoby dobrze, gdybyśmy odpoczęli. Z niektórych pot leje się litrami – zaśmiałam się, czując, że koszulka przykleja się do mojego ciała. Było zdecydowanie zbyt ciepło, żeby urządzać sobie dodatkowy w-f.

  Po krótkiej chwili zaczęliśmy się zbierać. Podniosłam się z trawy, na której siedziałam, i rozprostowałam nogi. Wzięłam do rąk butelkę z wodą i odkręciłam korek. Upiłam kilka łyków. Chciałam się odwrócić i pójść do domu, żeby wziąć kąpiel i położyć się spać, kiedy usłyszałam ryk silnika.
  Obejrzałam się za siebie i jęknęłam:


- Tylko nie to...

4 komentarze:

  1. Ej.
    Ej, ej, ej, ej.
    Ale czy ja Ci pozwoliłam kończyć w takim momencie? XD
    Jak mogłaś?
    Aish, nie wiem, co myśleć o głównej bohaterce. Nie przekonuje mnie na razie XD Ale współczuje, i nawet ją rozumiem, robiłabym pewnie to samo xD Logika!
    świetne to jest, serio. Co będzie dalej, nosz cholera XD Więcej! *^*
    Pozdrawiam~ <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie sama pozwoliłam xD
      W sumie, główna bohaterka jest osobą, którą z jednej strony chciałabym być... Ale z drugiej - szczerze jej nienawidzę. Tak to jest, jak się tworzy bohaterów na swój wzór, a później wychodzi wyidealizowany obrazek xD
      Cieszę się, że się podoba ^^
      Następny rozdział najszybciej w przyszłym tygodniu. Trzeba trochę poczekać, ale chyba warto, co nie?
      Również pozdrawiam <3

      Usuń
  2. Aish czemu mi to robisz?!
    Nie lubisz mnie prawda? Aish, przez Ciebie boli mnie serce! </3
    Alei tak Cie kocham ^^
    Mam nadzieje, że nie będziesz długo czekać z kolejnymi rozdziałami, bo już się niecierpliwię.
    Głowna bohaterka, ma naprawdę silną osobowość.
    Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że Suga będzie tu miał dużą rolę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham cię, ale czasem muszę sprawić, by cię coś bolało. Jak boli, to znaczy, że żyjesz xD
      Jak pisałam wcześniej, rozdział nie szybciej niż w przyszłym tygodniu ^^
      Tak... Ale czy nie za silną?
      Może? Zobaczymy... W zasadzie, zobaczycie.
      Zdradzę ci pewien sekret - tak naprawdę wiem już, jak to wszystko się zakończy. Wszystko sobie zaplanowałam. I powiem, że Suga odegra tu rolę większą, niż myślisz ;) Ale pojawią się też inne osoby, które... Co ja ci będę mówić? Czytaj, to się dowiesz :D

      Usuń