Anyeong~
Przybywam z nowym rozdziałem. Nie mogę uwierzyć w to, że minął ponad miesiąc, a jesteśmy już tak daleko O.O
Bardzo dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze. To naprawdę bardzo miłe z waszej strony ^.^
Miłego czytania~
LeeNa
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Stałam
nad kuchenką gazową i przyglądałam się temu, jak Jin miesza
ośmiornicze macki. Po przyjściu do mieszkania ustaliliśmy, że
każdy z nas od tego momentu robi to, na co naprawdę ma ochotę. Kim
chciał coś ugotować, a mnie po raz kolejny tego dnia dopadł
wilczy głód. Nie zamierzałam zabraniać chłopakowi przyrządzenia
czegokolwiek, tym bardziej, że sama co najwyżej mogłam przypalić
garnki.
-
Chcesz spróbować? - zapytał szatyn i bez chwili oczekiwania na
odpowiedź wpakował łyżkę w moje ręce. Od razu nabrałam trochę
sosu oraz ośmiornicy i posmakowałam.
-
Pyszne! - pisnęłam i chciałam zabrać się za jedzenie, ale nie
było mi to dane. Spojrzałam na SeokJina, trzymającego wyrwany mi
moment wcześniej sztuciec.
-
Zostaw, bo nie starczy dla wszystkich – upomniał mnie. Zrobiłam
minę zbitego psiaka i pociągnęłam go za koszulkę.
-
Ale to jest takie smaczne!
Nie
podziałało na niego nawet to, więc musiałam użyć bardziej
radykalnych środków.
-
Jesteś niedobry... - specjalnie przerwałam i popatrzyłam na niego
z zawodem wypisanym na twarzy – oppa.
Tym
razem plan się sprawdził.
-
Mam dla ciebie zbyt miękkie serce – westchnął i wyciągnął
talerz. Nałożył mi sporą porcję potrawy i postawił na stoliku.
-
Dziękuję – przytuliłam go i zaczęłam pochłaniać jedzenie. Po
kilkunastu minutach skończyłam posiłek, dlatego odniosłam talerz
do zlewu. Odwróciłam się z zamiarem wyjścia z kuchni, kiedy
znikąd pojawił się przede mną Kim z chusteczką.
-
Masz sos na ustach – wytłumaczył i przejechał delikatnym
materiałem po moich wargach. Uśmiechnęłam się do niego z
wdzięcznością i opuściłam pomieszczenie. Będąc w drzwiach,
minęłam się z NamJoonem, którego przyciągnął wspaniały
zapach.
-
Obiad gotowy?
-
Ja jestem już po, ale nie wiem, czy Jin będzie tak łaskawy również
dla ciebie – stwierdziłam, wzruszając ramionami i zwycięsko na
niego patrząc.
-
Jeszcze zobaczymy – ślepo wierząc w swoje umiejętności
przekonywania przestąpił próg. W tym czasie weszłam do salonu i
ujrzałam przezabawny widok – Suga oraz Hobi nieudolnie próbowali
naśladować Jimina i Cookiego, którzy śpiewali "I Need U".
Naprawdę niezapomniana sytuacja. Jednak zanim zdążyłam
skomentować ich zachowanie, w pokoju pojawił się Rap Mon. - Jak
wy, dziewczyny, robicie to, że za każdym razem dostajecie to, czego
chcecie?
-
Mamy specjalne względy u wszystkich chłopaków – puściłam oko w
jego stronę. - Swoją drogą... Ciekawa książka – powiedziałam,
wyciągając lekturę zza pleców. Znalazłam ją na łóżku w swoim
pokoju, gdy poszłam tam, żeby schować torbę.
-
Oddaj to! - Kim widocznie się zdenerwował, lecz zamiast mu ustąpić
i zwrócić opowiadanie, wolałam poddać je częściowej publikacji.
-
Może zamiast tego przeczytam fragment naszym drogim znajomym?
-
Nie! - krzyknął, ale było za późno. Moje palce przewertowały
kilka stron i zatrzymały się na jednej z nich. Teatralnie
kaszlnęłam i przeczytałam pierwsze dwa słowa:
-
Anastasia zamilkła... Zaraz, zaraz – przerwałam sama sobie.
Obróciłam książkę w dłoniach i dokładniej przyjrzałam się
okładce. Sama w sobie zbyt wiele mi nie mówiła, za to tytuł
owszem. - Jednak nie jesteś taki grzeczny, jak wszyscy myślą.
Pilny student, który czyta "50 twarzy Greya"? Nieładnie...
Blondyn
zasłonił twarz obiema rękoma w geście rezygnacji, podczas gdy
reszta chłopców w najlepsze się z niego śmiała.
-
Nie znałem cię z tej strony, hyung – poklepał go po ramieniu V,
szczerząc się jak głupi.
-
Tyle szumu o jedną książkę...
-
Ale nie byle jaką. Przyznaj się, czytasz ją, żeby zaimponować
swojej ukochanej – naciskałam na niego, bo byłam ciekawa, czemu
wybrał akurat ten egzemplarz do czytania.
-
Jeszcze nie poznałem dziewczyny, która zawróciłaby mi w głowie
na tyle, żebym czytał dla niej coś takiego.
-
Może żadna cię nie chce? - podsunął J-Hope.
-
Nie dogryzajmy mu już. Wiecie, jak on się musi czuć?
-
Nie wierzę, że tylko ty to rozumiesz. Chociaż, z drugiej strony
niezbyt mnie to dziwi – lider wymownie spojrzał na pozostałych
członków zespołu.
-
Człowieku, ja rozumiem, że przesiąknąłeś klimatem książki,
ale żeby zdradzać, z której strony? Zachowaj szczegóły dla
siebie – nieznający umiaru w żartach ChimChim kontynuował temat.
-
Wychodzę. Jak się ogarniecie, zadzwońcie – powiedział NamJoon
i, w dalszym ciągu udając obrażonego, opuścił salon.
-
Kurczę, chłopaki. Nie, żeby coś, ale uważajcie, bo jeśli on to
przeczyta, to mając naokoło siebie samych facetów może zmienić
orientację. Tym bardziej, że mieszkacie razem – ostrzegłam ich,
na co oni ponownie wybuchnęli śmiechem.
-
Dobra, ludzie. Atmosfera super, ale nie możemy marnować wolnego –
uciął Suga. Popatrzyliśmy na niego. On, widząc, że skupiliśmy
swoją uwagę na nim, dokończył myśl – Dlatego teraz zabieramy
się za jedzenie, a po obiedzie gdzieś wyjdziemy.
-
Znowu? - zaczął grymasić Jimin.
-
Jeśli wolisz zostać ze mną i pomóc mi w sprzątaniu, to proszę
bardzo – podparłam ręce na biodrach.
-
Nie idziesz z nami? - HoSeok zmarszczył brwi.
-
Muszę posprzątać, bo dawno tego nie robiłam i załatwić kilka
prywatnych spraw.
-
Rozumiem, że to jakaś aluzja? Możesz od razu powiedzieć, że masz
nas dość – oczy czarnowłosego stały się strasznie smutne.
-
Nie mam was dość. Zwyczajnie chciałabym zrobić wszystko, żeby
spędzić z wami następne trzy dni – podeszłam do niego i
pocałowałam go w policzek. Widząc to, ChimChim uparł się, że
jemu też trzeba dać buziaka. Skończyło się to tak, że
obdarowałam całusem trzech chłopców – V marudził, że go
unikam i byłam skłonna zrobić to ze względu na jego "kosmiczną"
naturę. Bardzo się ucieszyli. Miałam tylko nadzieję, że bardziej
sprawiła im radość wiadomość, iż spędzę z nimi więcej czasu,
a nie fakt, że ich całowałam. Naprawdę.
Wtedy
do pokoju wrócił blondyn, niosąc dwa talerze.
-
Lepiej się odsuńcie, bo, znając moje szczęście, jedzenie
znajdzie się na was, zamiast na stole – poradził, potykając się
o róg kanapy. W ostatniej chwili YoonGi, siedzący na sofie,
przechwycił oba naczynia. Co nie zmieniło biegu zdarzeń, a
mianowicie momentu, w którym głowa lidera znalazła się
podejrzanie blisko krocza brązowowłosego. Mimowolnie spoglądnęłam
w tamtą stronę, ale po paru sekundach uciekłam wzrokiem. Co ty
wyprawiasz? - skarciłam samą siebie w myślach. Miałam
wrażenie, że zachowuję się przy nich jak niedojrzała małolata.
-
Nie odzywaj się już, Rap Mon – warknął Min, spychając z siebie
intruza.
-
Oczywiście, nie mogłeś się powstrzymać przed pozbyciem się
obiadu w niekonwencjonalny sposób. Nie wystarcza ci, że prawie
wyrwałeś drzwi od lodówki? - nawet nie zauważyliśmy, kiedy Jin
wszedł do salonu.
-
Nie zapominajmy o tym, że wczoraj, kładąc się do łóżka, prawie
je zerwał – wtrącił J-Hope.
-
Jak już znajdziesz żonę, przekaż jej ode mnie, że należy jej
się order za wytrzymywanie z tobą. Chyba, że weźmiecie rozwód –
dodałam.
-
Może go gdzieś oddajmy? - podsunęła Marchewka.
-
Ta, do "Domu Nadziei" – zironizowałam.
-
Czy tam przypadkiem nie pracują zakonnice? Prędzej by go same
gdzieś oddały, bo to ateista – prychnął Cookie.
-
Dziś jest Dzień Wyśmiewania NamJoona, czy jak? - obiekt naszych
żartów przerwał rozmowę.
-
Podobno lubisz być w centrum uwagi – odgryzł się Jung.
SeokJin
załamał ręce i pokręcił głową, wprawiając w ruch swoje włosy.
-
Zupełnie jak dzieci.
-
Masz rację – przytaknął mu Suga i udał się do kuchni po resztę
talerzy. - Siadajcie i jedzcie.
BTS
byli głodni, w wyniku czego zajęli się pałaszowaniem
przygotowanej przez najstarszego członka ośmiornicy. Życzyłam im
smacznego i weszłam do swojego pokoju. Zaczęłam zbierać wszelkie
papiery walające się na półkach i usuwać zbędne papierki oraz
opakowania po słodyczach. Następnie wyjęłam kilka płynów do
czyszczenia mebli i szmatkę z szafki w łazience. Zabrałam się za
wycieranie kurzu z biurka, komody i szafy. Gdy zerknęłam do
przedpokoju, chłopcy właśnie wychodzili. Po krótkim pożegnaniu
wróciłam do sprzątania. Umyłam naczynia, doprowadziłam kuchenne
blaty do względnej czystości i znów udałam się do łazienki.
Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w krótkie, brązowe
spodenki i kremową koszulkę na ramiączkach i wysuszyłam włosy,
zostawiając je rozpuszczone. Pomalowałam usta błyszczykiem i
wciągnęłam na nogi beżowe baleriny na małym koturnie. Ostatni
raz przejrzałam się w lustrze i wyszłam z mieszkania, zamykając
je na kilka zamków. Wrzuciłam klucze do małej, podręcznej torebki
i ruszyłam w drogę. Musiałam iść do Versalu, żeby ubłagać
szefową o dodatkowe dwa dni wolnego. Nie mogłam zawalić sprawy z
konkursem, lecz czułam się zobowiązana do powiadomienia pracodawcy
o mojej krótkiej nieobecności.
-
Dzień dobry – przywitałam się z SeYoon, pracującą w hotelu
jako recepcjonistka.
-
Cześć, LeeNa! Co cię tu sprowadza w dzień wolny? - spytała,
odgarniając z czoła niesforną grzywkę.
-
Przyszłam do pani Han, aby omówić z nią kilka rzeczy.
-
Przykro mi, ale nie ma jej dziś. Zachorowała na jakąś poważną
grypę – zrobiła naburmuszoną minę i po raz kolejny próbowała
zrobić coś z włosami. - Nie łam się! Zamiast niej przyszedł jej
syn.
-
To ona w ogóle ma syna? - zdziwiłam się.
-
Serio nie wiesz, czy tylko udajesz? Przecież on jest jedynym
spadkobiercą hotelu! I, w dodatku, bardzo przystojnym idolem –
cwaniacko się uśmiechnęła.
-
Czekaj, chodzi ci o Luhana? - zamurowało mnie. Nie byłam
psychicznie przygotowana na coś takiego... Ciężko to przyznać,
ale ten chłopak był moim biasem. Tak, to jego plakaty ukrywałam
pod łóżkiem.
-
Dokładnie! Zadzwonię do niego i powiem mu, że ma gościa –
chciałam zaprotestować, lecz moja droga znajoma już trzymała
telefon w dłoniach.
Po
kilku minutach znajdowałam się przed drzwiami prowadzącymi do
gabinetu szefowej. Dwukrotnie zapukałam w sosnowe drewno. Usłyszałam
głośne "Proszę", po którym uchyliłam drzwi.
Niepewnym krokiem weszłam do środka pomieszczenia.
-
Witam – wręcz wymarzony osobnik płci męskiej zabrał głos.
-
Dzień dobry – odparłam, podchodząc nieco bliżej biurka.
-
Co cię do mnie sprowadza? - odrobinę zszokowała mnie jego
bezpośredniość i brak jakichkolwiek zwrotów grzecznościowych,
jednak nie dałam tego po sobie poznać.
-
Przyszłam tu w celu poinformowania o mojej nieobecności w pracy w
poniedziałej i wtorek.
-
Jakiś konkretny powód? - przeszył mnie spojrzeniem swych ciemnych
oczy, a ja czułam coraz większy dyskomfort.
-
Mam bardzo ważne obowiązki do wypełnienia w szkole.
-
Nadal się uczysz? I moja matka cię przyjęła?
Myślałam,
że za chwilę zemdleję. Czasem zastanawiałam się, jakby to było
go poznać, ale nie sądziłam, że jest aż tak pewny siebie i...
nie wiedziałam, jak to określić. Chamski?
-
Mógłbyś być milszy – mruknęlam pod nosem, jednak nie uszło to
jego uwadze.
-
Jestem miły wtedy, kiedy wymaga tego sytuacja. Co nie zmienia faktu,
że nie przekonałaś mnie do podarowania ci, bądź co bądź, dwóch
dni wolnego.
Za
kogo on się, do cholery, uważa?! - ta
myśl towarzyszyła mi w rozmowie od jakiegoś czasu.
-
Nie będę cię błagać na kolanach. Może od razu mam się zwolnić?
- uniosłam lewą brew.
-
Jaka zadziorna... Cóż, skoro tak bardzo ci zależy, możesz w te
dni nie przyjść do pracy.
W
tym momencie miałam zacząć skakać z radości, kiedy usłyszałam
drugą część jego wypowiedzi.
-
Pod warunkiem, że przejdziesz się ze mną na kawę.
-
Że co, proszę?
-
To, co słyszałaś. Widzimy się za pięć minut w holu.
Nie
zdołałam zareagować na odruchy własnego ciała, które, jak gdyby
nigdy nic, poprowadziło mnie w wyznaczone miejsce. Gdy tylko SeYoon
zobaczyła, kto zmierza w moją stronę, by stanąć obok mnie,
uniosła kciuk do góry i zrobiła nam zdjęcie. Po głowie snuły mi
się wyobrażenia, jak ją zabiję, aczkolwiek odłożyłam je na
później.
-
Nawet nie wiesz, jak mam na imię - wytknęłam mu.
-
Więc mi je zdradź.
Wywróciłam
oczami.
-
Nazywam się LeeNa.
-
Pasuje do ciebie. Ładne imię, ładna buźka. Lepiej nie mogłem
trafić – włożył ręce do kieszeni.
-
Hamuj trochę, człowieku.
-
Hamulce są dla spracowanych ludzi, którym brakuje rozrywki.
-
Mógłbyś powiedzieć, gdzie idziemy? - próbowałam zmienić temat,
bo przebywanie z tym mężczyzną doprowadzało mnie do szału. A co
dopiero rozmowa...
-
Do kawiarni.
-
Jakiej?
-
The Mood For Love, czy coś w
tym stylu – mówił, ignorując natarczywe fanki, jakie otaczały
go małym tłumem.
-
Zazwyczaj gromadzą się tam pary, które nie mają nic innego do
roboty, niż mizdrzenie się w miejscu publicznym i picie tej samej
kawy przez dwie słomki. Naprawdę mnie tam zabierasz? Poznałeś
mnie dopiero dzisiaj i nie pokazałeś zbyt dobrej strony swojego
charakteru. Jeżeli takowa w ogóle istnieje... - nawijałabym dalej,
gdyby nie to, że Luhan, jakbyśmy znali się nie wiadomo ile czasu,
pocałował mnie. Prosto w usta. Na środku ulicy. Wśród jego
fanek.
Oderwał
się ode mnie i nonszalancko szedł dalej, podczas gdy ja wciąż
stałam w tym samym miejscu z rozszerzonymi oczami i zarumienionymi
policzkami. Ocknęłam się z zamyślenia i zrównałam swój krok z
jego.
-
Dlaczego to zrobiłeś? - zagryzłam dolną wargę.
-
Żebyś się uciszyła. Tak w ogóle... Twój błyszczyk całkiem
dobrze smakuje. Użyj go, gdy będziemy na następnej randce –
odrzekł.
-
Wyciągasz mnie na kawę, całujesz, a po chwili mówisz coś o
następnej randce? Normalnie mistrz podrywu.
-
Urocza jesteś, jak się denerwujesz. Zobaczysz, będziemy idealną
parą.
-
Zaplanujesz od razu całe moje życie z góry, czy poczekasz, aż
przetrawię to, co się przed chwilą zdarzyło?
-
To był dopiero przedsmak tego, co cię czeka w najbliższej
przyszłości.
-
Doprawdy? Może od razu zaciągnij mnie do łóżka. Albo nie! Weźmy
ślub, bo po co czekać?
-
Tak, i po drodze do kościoła zróbmy sobie gromadkę dzieci.
Cudowny pomysł, ale to kiedy indziej, słońce – puścił mi oko i
otworzył przede mną drzwi. Znaleźliśmy się w przestronnej sali,
utrzymanej w typowo "kawowych" kolorach. Dekoracje w
postaci białych zasłon z miłosnymi motywami oraz małych,
lawendowych bukietów ułożonych w ozdobnych wazonach na każdym
stoliku powodowały dość przyjemne odczucia.
-
Nie przyszliśmy tutaj bez celu – zaczął blondyn. - Moja matka
planuje przepisanie na mnie hotelu, jednak postawiła jeden warunek.
Zanim stanę się pełnoprawnym właścicielem, mam znaleźć
odpowiednią partnerkę, która w przyszłości zostanie moją żoną.
-
I dlatego wyrwałeś pierwszą, lepszą dziewczynę, która się
nawinęła? - nie powiem, że nie zaciekawiło mnie to, co
powiedział. W zasadzie od zawsze ciągnęło mnie do typów spod
ciemniej gwiazdy. Chociaż nie wiedziałam, że mój bias też taki
będzie. Podczas występów oraz wywiadów był zupełnie inny, niż
w rzeczywistości.
-
Jesteś ładna. Z tego, co widziałem, większość personelu cię
lubi. Jeżeli nadal się uczysz, to zapewne studiujesz, albo
planujesz studia, co jest równoznaczne z tym, że musisz być
inteligentna. Poza tym, moja mama również cię chwali, między
innymi za sumienne wypełnianie obowiązków, mimo że nie masz ich
dużo. A to przyczynia się do wyciągnięcia przeze mnie pewnych
wniosków.
-
Mianowicie?
-
Jesteś dla mnie idealną kandydatką na żonę – to po pierwsze.
Po drugie, w razie jakiegokolwiek wypadku byłabyś zdolna
rozporządzać pracą w hotelu. I po trzecie, a zarazem
najważniejsze... Czerpałabyś z tego niemałe zyski.
-
Miło, że tak twierdzisz, lecz nie jestem na tyle łatwa, by dać
się kupić taką ofertą.
-
Nie chcę cię martwić, ale już w tym siedzisz. I to po uszy.
-
To, że tutaj przyszłam, nic nie znaczy.
-
Ale to, że cię pocałowałem, znaczy bardzo dużo. Zapewne jeszcze
dziś gazety napiszą o tym niemałe artykuły. W sieci znajdzie się
to za jakieś pół godziny, a, znając pomysłowość brukowców,
plotki nie będą miały końca.
Zmierzyłam
go spojrzeniem i chwilę się nad tym zastanowiłam. Gdybym
zignorowała wszystkie wydarzenia związane z Luhanem i dalej żyła
swoim życiem, dziennikarze nie daliby mi spokoju. Jeśli bym się
zgodziła, miałabym zagwarantowane niesamowite wspomnienia, bo, mimo
wszystko, chłopak pozostawał moim wymarzonym księciem z bajki, i
możliwe, że nawet pracę w hotelu na wyższym stanowisku. Dodatkowo
mogłabym wykorzystać to jako szansę na rozpoczęcie kariery
muzycznej.
-
Co byś zrobił, gdybym przystała na twoją propozycję? -
obserwowałam, jak zareaguje.
-
Innej opcji nie brałem pod uwagę – błysnął śnieżnobiałymi
zębami w wyglądającym na szczery uśmiechu.
-
Zastanowię się. Jeśli w ciągu miesiąca zdołasz mnie przekonać,
zostanę twoją dziewczyną – nie wierzyłam, że to mówię.
Chciałam zasmakować czegoś nowego, choć byłam pełna obaw. Ale
nie szkodziło spróbować, prawda?
-
Dobrze – zgodził się. Poluźnił krawat i posłał mi minę godną
uwodziciela wszech czasów. - Chcesz coś do picia?
-
Małe cappucino – skinął głową i odszedł w stronę lady.
Złożył zamówienie, ani razu nie spoglądając na kelnerkę.
Zapłacił i wrócił do stolika.
-
Więc, LeeNo, opowiedz mi o sobie coś więcej...